Dziś mija mój 70 dzień bez sklepowych słodyczy. Jeszcze pierwszego dnia tego wyzwania, kiedy wiedziałam, że nie będę mogła pozwolić sobie na ukochaną czekoladę czy batoniki aż do grudnia, byłam przekonana, że nie dam rady. Że nie wytrzymam bez słodyczy nawet miesiąca, całych 30 dni, a jak tu już w ogóle wytrwać do połowy grudnia?! Z góry zakładałam rychłą porażkę, wizja tak długiego czasu bez słodyczy była dla mnie wręcz abstrakcyjna. Teraz, kiedy mija mój 70 dzień bez sklepowych słodyczy, co będę nieustannie podkreślać, widzę, że po prostu byłam uzależniona, a najprawdopodobniej dalej jestem, bo czym tak naprawdę jest te 70 dni?
Źródło: zdjęcie własne |
Pozwolę sobie jednak na opowiedzenie Wam mojej historii od początku, dzieląc ją na tygodniowe etapy. Żałuję, że nie opisywałam moich wrażeń dokładnie i na bieżąco, z dnia na dzień, gdyż na pewno dałoby to zarówno mi jak i Wam zdecydowanie dokładniejszy obraz tego, co działo się nie tylko z moim ciałem, ale też psychiką, gdyż przekonałam się, że to ona stanowi w tym wszystkim główny problem. Postanowiłam więc stworzyć ten post już teraz, póki jeszcze moja pamięć jest całkiem świeża, a ja mogę wyciągnąć pierwsze wnioski, mimo że jeszcze długa droga przede mną.
TYDZIEŃ PIERWSZY
Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że pierwsze dni bez słodyczy nie będą wcale takie straszne i prawdziwe schody zaczną się dopiero później, wraz z upływającym czasem. Nie myliłam się. Pierwszy tydzień przeżyłam bezproblemowo, mimo że myśl o zjedzeniu czegoś słodkiego towarzyszyła mi wtedy codziennie, parokrotnie w ciągu dnia, wiedziałam jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić i nie pozwalałam, ciągle świadoma tego, jak długo ma trwać wyzwanie. Byłam przekonana, że złamię się później, więc póki moja silna wola nie była zamęczona tęsknotą za słodyczami, starałam się. Bardzo szybko też zobaczyłam wizualne efekty. Często pod koniec dnia borykałam się z bardzo wzdętym brzuchem, również niedługo po zjedzeniu samych słodyczy stawał się on okrąglutki niczym balonik - stopniowo, z dnia na dzień, problem ten zaczął zanikać.
TYDZIEŃ DRUGI
W drugi tydzień weszłam z całkiem niezłym nastawieniem, a w mojej głowie coraz częściej pojawiała się myśl, że może jednak się uda. Co prawda wciąż codziennie pojawiała się ochota na coś słodkiego, jednak już bardziej sporadycznie, jeśli chodzi o ilość podobnych zachcianek w ciągu całego dnia. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że małymi kroczkami zbliżał się do mnie wielki kryzys, który ostatecznie dopadł mnie na przełomie drugiego i trzeciego tygodnia, niemalże równocześnie z mającym nastąpić okresem. Drogie kobitki, chyba nie muszę Wam tłumaczyć, że wtedy bywa szczególnie ciężko? Kryzys pozwolę sobie opisać w części dotyczącej tygodnia trzeciego.
TYDZIEŃ TRZECI
Nie poznawałam samej siebie. Irytowało mnie dosłownie wszystko, nawet drobnostka potrafiła mnie rozzłościć i doprowadzić na skraj wytrzymałości. Byłam niesamowicie rozdrażniona i płaczliwa, a przy tym też przybita i zniechęcona. Stres bez wątpienia dołożył tutaj swoje trzy grosze, a nawet więcej, a ja koniecznie chciałam zajeść ten stres górą czekolady. Myślałam o niej nieustannie. Byłam przekonana, że tylko czekolada mi pomoże. Że jest lekiem na całe zło, że jak ją zjem, to od razu zrobi mi się lepiej, jak ręką odjął. W tym momencie chciałabym zaznaczyć, że to nie wina stricte okresu – nigdy nie przeżywała go w ten sposób, nie wiem, co to PMS, a te dni różnią się dla mnie od innych tylko tym, że, mówiąc dosłownie, coś ze mnie leci. Zauważyłam, że zwykle przed okresem więcej jem, niekoniecznie samych słodyczy, ale ogólnie wszystkiego i nigdy, przenigdy nie towarzyszyły mi takie wahania nastroju. Ależ byłam wtedy nieznośna dla otoczenia! Wtedy, gdy czułam się tak paskudnie i było mi tak źle, a przy tym marzyłam o czekoladzie jak o rycerzu na białym koniu, który wybawi mnie z opresji, dotarło do mnie po raz pierwszy, że coś tutaj jest ewidentnie nie tak.
TYDZIEŃ CZWARTY
Przetrwałam ten kryzys, nie złamałam się, choć było naprawdę blisko. Doszłam do swoistej ściany i pewnie w każdym innym przypadku sięgnęłabym po czekoladę, jednak powstrzymałam się i tą ścianę przebiłam, by móc zobaczyć, że tuż za nią jest całkiem przyjemnie. Kiedy już uświadomiłam sobie, że wszystko to siedzi w mojej głowie, że słodycze stały się dla mnie swego rodzaju nagrodą czy też ratunkiem od stresu, było mi zdecydowanie łatwiej. Widziałam już, że to nie ciało, ale umysł płata mi figle. Jak zatem taka inteligentna i mądra (a przy tym niesamowicie skromna) dziewczyna jak ja miałaby sobie z tym nie poradzić?TYDZIEŃ PIĄTY
Będąc już świadomą tego, jak działał mój mechanizm napędowy popychający mnie w kierunku słodyczy, byłam w stanie z nim sobie poradzić. Przede wszystkim myślałam o słodyczach coraz rzadziej, po raz pierwszy zaczynałam łapać się na tym, że moje myśli nie powędrowały w ich kierunku ani razu w ciągu dnia. Kiedy ochota na słodkie mimo wszystko jeszcze przychodziła, sięgałam po owoc, słodziłam herbatę miodem lub w ostateczności sięgałam po jogurt owocowy. Nim zaczniecie na mnie krzyczeć, że w nim jest również dużo cukru – tak, wiem, i o tym, co z tym zrobię, napiszę w małym podsumowaniu tego posta.TYDZIEŃ VI, VII, VIII, IX, X
Te tygodnie zdecydowałam się przedstawić razem, gdyż są one do siebie bardzo podobne. Wraz z upływem czasu moja ochota na słodycze była coraz mniejsza, a już na pewno nie myślałam o nich obsesyjnie w ciągu całego dnia, jak to miałam w zwyczaju. Potrafiłam wręcz zapomnieć na kilka dni o istnieniu czegoś takiego jak słodycze, o co kiedyś w życiu bym siebie nie podejrzewała, przecież nie da się żyć bez czekolady, prawda? Proszę, a jednak udowodniłam sobie samej, że się da.Źródło: zdjęcie własne |
PODSUMOWANIE
Aktualnie czuję się w pewien sposób wolna. Po pierwsze, mam zdecydowanie mniejsze problemy z układem trawiennym – cierpię na refluks i odkąd rozstałam się ze słodyczami, dokucza mi on o wiele rzadziej. Zapomniałam też praktycznie o wzdętym brzuchu, chyba że zjem inną potrawę, która zadziała na mnie w ten sposób, teraz jednak na bieżąco mogę obserwować, co powoduje takie, a nie inne reakcje mojego organizmu, zamiast chodzić z wzdętym brzuchem nieustannie i głupio zastanawiać się, czym jest to spowodowane. Po drugie, obniżenie nastroju nie jest teraz dla mnie równoznaczne z sięgnięciem po coś słodkiego na jego poprawę, czy nagradzanie się w ten sposób za dobrze wykonane zadanie. To odeszło w niepamięć. Teraz śmiało mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Udowodniłam sobie, że jeśli tylko chcę, to potrafię i że tak naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych. Owszem, dla niektórych zrezygnowanie ze słodyczy może wydawać się błahostką, ale dla mnie... To było naprawdę coś, czego niegdyś nie potrafiłam sobie wyobrazić.Co teraz? Moje wyzwanie powinno trwać do 18 grudnia, ale z własnej woli dołączyłam do organizowanego na Facebook'u wydarzenia, które zakłada niejedzenie słodyczy aż do Świąt i wiem, że bez najmniejszego problemu dam radę. Co jednak zrobię, kiedy ten termin minie? Przede wszystkim mam nadzieję, że nie rzucę się na słodycze jak szalona ;) Powiem tak, wszystko jest dla ludzi i nie chciałabym do końca rezygnować z tej przyjemności, jaką jest smak kostki czekolady rozpływającej się w ustach. Chciałabym jednak robić to w pełni świadomie i nad tym panować, byłoby mi bardzo przykro, gdybym znowu popadła w ten nałóg. W związku z tym jeszcze nie wiem, co zrobię, jeśli będziecie mieli taką ochotę, dam Wam później na ten temat znać. Póki co rozważam zaprzestanie słodzenia herbaty oraz uważniejsze czytanie etykiet produktów, które zawierają dużo cukru pod różną postacią, gdyż jak Wam pisałam, skupiałam się na gotowych, typowych sklepowych słodyczach, a skoro teraz tak dobrze sobie z nimi radzę, to czas zabrać się za niuanse. Kto wie? Może skoro tak dobrze mi idzie, to już w ogóle nie wrócę do jedzenia kupnych słodyczy?
Źródło: zdjęcie własne |
Chętnie dowiem się, czy Wy też tak bardzo lubicie słodycze? Czy potraficie przyznać, że jesteście od nich uzależnieni, bo to, że cukier uzależnia, jest faktem? Czy może nigdy nie mieliście ze słodyczami najmniejszego problemu i jedliście je zawsze w rozsądnych ilościach? Ba, a może nawet słodyczy nie lubicie?! Koniecznie dajcie znać w komentarzach :)
Super! Ja sama mam z tym duży problem, chociaż z reguły, jak juz "musze" to staram sie żeby to była gorzka czekolada albo właśnie owoc. Ale jestem pewna, że od słodyczy z pewien sposob jestem uzależniona wlasnie dlatego, że tak ciężko jest mi odmówic :( wiec gratuluje, chyba tez zrobie sobie taki "challange"!
OdpowiedzUsuńTo, że jestem uzależniona odkryłam dopiero, kiedy zobaczyłam, co też takiego wyprawia się z moją psychiką. Byłam autentycznie przerażona, naprawdę nie poznawałam samej siebie i choć nie mam pojęcia, jak czują się ludzie na odwyku od przykładowo alkoholu, to mam wrażenie, że poczułam namiastkę tego, co oni. Może to nieco górnolotne porównanie, ale nie bez powodu pojawia się coraz więcej artykułów, które mówią, że cukier uzależnia.
UsuńNaprawdę polecam przeprowadzić na sobie taki detoks, choć nie ukrywam, lekko nie ma :) Jednak bez wątpienia warto!
Ja to na pewno jestem uzależniona :o od paru dni już nie ruszam czekolady, ale od kiedy siostra się wprowadziła to zaczęła kupować słodycze do domu i non stop coś leży na wierzchu xD wcześniej mnie to aż tak nie ruszało ale jakoś od miesiąca strasznie zaczęłam je podjadać :/ więc teraz powiedziałam sobie stop :D pewnie czasem sobie pozwolę, ale w sumie i tak wolę sobie sama coś upiec :D
OdpowiedzUsuńJa chętnie poczytam post z poradami! :-)
U mnie też słodycze leżą na wierzchu :) Czy to mama kupi jakieś pączki do kawy, czy drożdżówkę, czy ciasto. A czekolady widniejące na zdjęciach w tym poście wyciągnęłam dziś rano z magicznej szuflady, jak to lubię o niej mówić, która jest zawsze dobrze zaopatrzona :) Tak więc z pokusami musiałam walczyć na co dzień, często będąc w kuchni widziałam te wszystkie pyszności, ale dałam radę. Grunt to pamiętać o tym, jaki się ma cel i przestać myśleć, że od jednego pączka nic się nie stanie. Pewnie, zapewne innym się nie stanie, ale ja później potrafiłam sięgnąć jeszcze po czekoladę, batona i inne takie.
UsuńW takim razie pomyślę nad przygotowaniem takiego posta z poradami, choć pewnie wyjdzie zdecydowanie krótszy niż ten :) No ale czasem takie długie teksty odstraszają czytelników :D
No u mnie też wcześniej leżały i było ok, dopiero teraz mnie jakoś wzięło na ich jedzenie :-( Ale już od 3 dni nie ruszam czekolady w ogóle i chyba już są jakieś tego efekty :-) Chyba pozostanę wierna moim słodyczom domowym, mój brzuch będzie wdzięczny :D
UsuńBrzuch na pewno będzie bardzo wdzięczny :) Sama widzę po moim, że zaprzestanie jedzenia słodyczy naprawdę pomogło. Szkoda tylko, że teraz zdecydowanie rzadziej ćwiczę i już zaczynam widzieć, że źle odbija się to na mojej sylwetce. Będę musiała znowu polubić się z treningami w domu, skoro na te "wychodne" nie ma czasu :(
UsuńZaczęłam w grudniu, zobaczymy jak to będzie. Coś cicho u Ciebie, napisz koniecznie co U Ciebie słychać !
UsuńWłaśnie mam wolną chwilę i się do tego przymierzam, niestety uczelniane sprawy mnie ostatnio pochłonęły ;)
UsuńMój listopad jest miesiącem o "obniżonej zawartości cukru". Staram się unikać kupnych słodyczy - choć czasem i po nie sięgam, jednak jest to w o wiele mniejszych ilościach niż październik..
OdpowiedzUsuńPowodzenia Kochana!
Teraz będę starać się eliminować z diety także inne produkty spożywcze bogate w cukier, a że listopad już pomału zmierza ku końcowi, to może grudzień zostanie miesiącem o "jeszcze bardziej obniżonej zawartości cukru" :D Szkoda tylko, że teraz znacznie rzadziej ćwiczę i przez to nie widzę, czy niejedzenie słodyczy jakoś pomogło mi w utracie tłuszczyku.
UsuńJa w ogóle teraz jakoś mniej jem, wszystkiego i widzę po swoim ciele, że się zmienia. :D
UsuńU mnie mniejsza ilość treningów przekłada się także na mniejsze porcje jedzenia, ale niestety nie widzę jakiś szczególnych zmian w moim ciele. Zdecydowanie musiałabym wrócić do regularnej aktywności, a teraz nieco z tym u mnie ciężko, między innymi dlatego, że czasu brak. Czekam z utęsknieniem na chwile wytchnienia :)
UsuńTwoja historia walki ze słodyczami przypomina mi walkę z nałogiem - podobnie się czułam, kiedy kilka lat temu rzucałam papierosy... Lubię słodkie, ale na szczęście słodycze sklepowe mało mnie aktualnie pociągają, jesli coś kupuję, to będzie to głównie czekolada, na codzień to z dużą zawartością kakao. Kiedyś wynalazłam czekoladę z ponad 90-cioma procentami, aż buzię wykrzywiała :-/ Nie zawsze tak było, kiedyś byłam ciasteczkowym potworem, na szczęście od kilku lat lepiej i lepiej. Pomogło, kiedy dzieci wyjechały na studia. Po prostu szafka ze słodyczami świeci pustkami i nikomu to nie przeszkadza, a co śmieszniejsze, okazało się, że kiedy one zamieszkały osobno i musiały przetrwać miesiąc za określoną kwotę, to również szybko zrezygnowały ze słodyczy :-)
OdpowiedzUsuńDlatego nie bez powodu piszę o uzależnieniu. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero zobaczyłam, co się ze mną dzieje, kiedy nie jem słodyczy, zorientowałam się, że to nie tak powinno wyglądać, że problem ewidentnie tkwił w psychice, bo słodycze były dla mnie pocieszeniem i nagrodą.
UsuńWłaściwie do słodyczy ciągnęło mnie, odkąd tylko pamiętam, czy były to batoniki, czy wypieki, mogłam się nimi zajadać nieustannie. Nie wiem, kiedy stały się one moimi pocieszaczami, najważniejsze jednak, że wreszcie się od nich uwolniłam i to nie słodycze panują nade mną, a ja nad nimi :)
przede wszystkim GRATULUJĘ! Wpis wcale nie jest zbyt długi ale myślę, że stworzenie osobnego posta ze wskazówkami jak przeżyć odstawienie łakoci jest świetnym pomysłem:)
OdpowiedzUsuńU mnie jest trochę inaczej-mam dni kiedy jem słodycze i trochę mnie do nich ciągnie (np w środę rzuciłam się na wafelki ale w czwartek dostałam okresu więc już wiem czemu hehe). Są też całe tygodnie kiedy zapominam o istnieniu słodyczy- nie kupuję ich i nie jem. Do Norwegii zabieram tylko czekoladę 70 i 90% kakao- za to Adam niestety jest łasuchem i robi zapasy kupnych łakoci- i często mnie kusi:( Ale ogólnie nie uważam żebym była od słodkiego uzależniona i jadła za dużo- Dla mnie czekolada 98% kakao jest słodka więc to chyba o czymś świadczy:)
Twój słodyczowy odwyk dotyczył tylko tych kupnych łakoci? Pozwalałaś sobie na "coś w zamian"? tzw "zdrowe słodkości"-szejki owocowe, gorzką czekoladę, miód itp?
pozdrawiam:)
Dziękuję i w takim razie postaram się w niedługim czasie stworzyć wpis z poradami :)
UsuńZ tego co piszesz, rzeczywiście nic nie wskazuje na to, byś była uzależniona od słodyczy, czy teraz, czy kiedykolwiek :) Och, mogę Ci tylko pozazdrościć! A raczej mogłam, kiedy jeszcze nie widziałam świata poza słodyczami, bo teraz jestem już na dobrej drodze :)
Tak, mój odwyk dotyczył kupnych łakoci typu czekolada, batony oraz wypieków typu drożdżówki, pączki, do tego Nutella i inne oczywiście słodkie produkty. Stąd kiedy już bardzo miałam ochotę na coś słodkiego, często pozwalałam sobie właśnie między innymi na miód, czasem też przykładowo jogurt owocowy czy inne, tego typu produkty. Uwielbiam też gęste soki marchewkowe z owocami typu na przykład Vitaminka, dlatego teraz, kiedy z kupnymi słodyczami dobrze sobie radzę, chcę zając się ograniczaniem i eliminowaniem produktów spożywczych zawierających dużo cukru. Stąd może jeszcze kiedyś pojawi się wpis o tym, jak poradziłam sobie z białym cukrem :)
Gratuluję w takim razie :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńŚwietna relacja! Nie no naprawdę szacun. 10 tygodni bez najmniejszego kęsu czekolady to jest niesamowity wyczyn! Chyba nawet do końca nie jestem sobie w stanie wyobrazić ile siły i samozaparcia do tego potrzeba. Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńUwierz mi, na początku również sobie tego nie wyobrażałam, ale kiedy już pokonałam najgorszy kryzys, było z górki :) Teraz o słodyczach nie myślę w ogóle, dni bez nich jakoś tak właściwie same mijają :)
UsuńNiesamowite są te efekty, które już niemal od razu widać, a które tyle dają :) Gratuluję wytrwałości :)
OdpowiedzUsuńTo właśnie niesamowite być wolnym - choćby od słodyczy :)
Jeżeli o mnie chodzi, to kiedyś nie znałam umiaru i pochłaniałam kilka tabliczek czekolady dziennie - niestety bardzo boleśnie odbiło się to na moim zdrowiu i przewodzie pokarmowym. Z powodu bolesnych skutków ograniczyłam słodycze i z czasem w ogóle nie chciało mi się ich jeść. Do tego jeszcze doszła kwestia cery, która po słodyczach nie była zbyt piękna, więc to był kolejny bodziec. Obecnie nie jem w ogóle słodyczy z powodów zdrowotnych, jak i z faktu, że wolę coś sama upiec lub zjeść owoce :) Kiedyś słodycze stanowiły u mnie formę nagradzania się, ale to nie była dobra metoda. Teraz nagradzam się zdrowym posiłkiem, bo wiem, że daje mi coś dobrego, a i świetnie smakuje :)
Efekty pewnie byłyby jeszcze bardziej spektakularne, gdybym miała czas na regularne ćwiczenia, niestety teraz skończenie pierwszego stopnia studiów jest dla mnie priorytetem i treningi poszły w odstawkę. Niemniej jednak muszę przyznać, że korzyści zdrowotne rzeczywiście są bardzo duże, bo mój układ pokarmowy zdecydowanie się uspokoił :)
UsuńNigdy nie zjadłam całej tabliczki czekolady na raz, choć pewnie nie stanowiłoby to dla mnie większego problemu. Po prostu zawsze coś mnie przed tym mimo wszystko powstrzymywało ;) Cieszę się, że Tobie także udało się uporać ze słodyczami i to o wiele wcześniej ode mnie :) Rzeczywiście chyba najgorszym, co może być, to traktowanie słodyczy jak nagrodę czy pocieszenie. Wtedy najtrudniej się od nich uwolnić, ponieważ nie jemy ich tylko dlatego, że od czasu do czasu mamy na nie ochotę, ale dlatego, że nasza psychika i ciało domagają się ich niemalże jak narkotyku.
gratulacje! nie wytrzymałabym tyle czasu, chociaż bez sklepowych może by się i dało, ale na pewno nie bez słodyczy w ogóle. chciałam podjąć wyzwanie w grudniu - 30 dni bez słodyczy, ale pomyślałam, że nie ma szans - Mikołajki, Święta i ogólnie taka atmosfera świąteczna. może w nowym roku spróbuję :)
OdpowiedzUsuńNa początku również myślałam, że nie wytrzymam tyle czasu, więc nie warto od razu tego zakładać, trzeba tylko spróbować :) W Mikołajki będę musiała się powstrzymać, ponieważ moje wyzwanie trwa właśnie do Świąt, a wtedy już na pewno pozwolę sobie na coś dobrego, czy to czekoladę, czy ciasto. Mam tylko nadzieję, że nie rzucę się na słodycze jak głupia i od tej pory będę nad tym panować, ponieważ szkoda by było zaprzepaścić te wszystkie dni bez słodyczy ;)
UsuńJa jestem cały czas uzależniona i to jest najgorsze, że ma to wpływ na moją sylwetkę. Rzucałam już wiele razy słodycze, ale jak tylko zacznę to nie mogę przestać. Ostatnio znowu poległam na takiej próbie.
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć, że jedzenie słodyczy w dużych ilościach bardzo wpływa na sylwetkę. Żałuję nieco, że nie mam teraz czasu na regularne treningi, gdyż nie mogę sobie porównać, jak niejedzenie słodyczy wpłynęło na moje rezultaty. No ale są rzeczy ważne i inżynierka sama się nie napisze :)
UsuńGrunt to się nie poddawać! Ja także wcześniej wiele razy próbowałam i za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Aż teraz, za bodajże setnym razem, wyszło!
Mam nadzieje, że i mi się uda...
UsuńNa pewno :) I pamiętaj, nie musi udać się od razu. U mnie był to już któryś z wielu, wielu razy.
UsuńWiedziałam, że dasz radę, brawo! Też miałam z tym problem, ale przez wakacje się z niego wyleczyłam :D
OdpowiedzUsuńTeraz tylko najważniejsze utrzymać ten "beznałogowy" stan :)
Właśnie, mam nadzieję, że mi się to uda :) Po zakończeniu wyzwania mam zamiar od czasu do czasu pozwolić sobie na coś słodkiego i mam nadzieję, że nagle znowu nie rzucę się na słodycze jak szalona. Będę musiała mieć w pamięci te 70 dni (i więcej, bo to jeszcze nie koniec!), by za wszelką cenę ich nie zmarnować :)
UsuńUwielbiam słodycze! W tym roku nie jadłam ich przez cały Wielki Post, ale myślałam o nich co jakieś.. 3 minuty. Non stop. To była droga przez mękę i przez ostatnie kilka dni nie myślałam już o niczym innym.
OdpowiedzUsuńAle miło jest wiedzieć, że komuś udało się wytrzymać bez słodyczy tak długo! I wielki szacun :D
Och, na początku też myślałam o słodyczach co 3 minuty, jeśli nawet nie częściej! Ale z czasem to naprawdę się uspokaja, teraz już nawet nie zauważam braku słodyczy :) Choć w ciągu ostatnich paru dni moje myśli gdzieś tam wokół nich krążyły, co mogło być spowodowane stresem i zmęczeniem. Grunt to pamiętać o tym, co złego działo się po słodyczach z naszym ciałem, przynajmniej w moim przypadku – mój układ pokarmowy naprawdę dawał mi się we znaki.
UsuńPisalam to wielokrotnie - nie jadam słodyczy i kompletnie mnie do nich nie ciągnie. Wyjątkiem jest ciasto u Mamy/Teściowej lub zdrowe słodycze typu owoce; fit ciasta. Zdecydowanie preferuję słone przekąski jak np. chipsy. Choc w praktyce zanim wybiorę określony rodzaj spędzam sporo czasu przed działem,aby porównać tabelki i wybrać "mniejsze zlo" :D :D Gratuluję i trwaj w postanowieniu! :*
OdpowiedzUsuńI właśnie takim osobom jak Ty zazdroszczę! Szczęśliwi Ci, którzy nie wiedzą, co to jest uzależnienie od słodyczy :D Słone przekąski? Swego czasu lubiłam zagryźć czekoladę chipsami. Teraz także po te słone przekąski staram się sięgać rzadko, przeważnie pozwalam sobie na nie na jakiejś imprezie.
UsuńDziękuję i mam nadzieję trwać w nim jak najdłużej! :)
Czekolada i czipsy jedzone jednoczesnie niegdyś też bardzo mi odpowiadały :D
UsuńJakie to ludzie potrafią mieć dziwne upodobania, prawda? :D
Usuńnajgorsze jest przeżyć syndrom odstawienia cukru. I pierwszy tydzień wytrzymać. Potem już jest łatwiej:)
OdpowiedzUsuńU mnie kryzys nastąpił nieco później, ale rzeczywiście, z czasem człowiek nawet nie pamięta o tym, że jest na detoksie od słodyczy, tylko tak po prostu i najzwyczajniej w świecie ich nie je :)
Usuńdokładnie:) to taki sam detoks jak alkoholik leczy się od picia;D
Usuńalbo narkoman od prochów;)
UsuńGratuluję! Jestem z Ciebie dumna :). Jestem ciekawa, czy ten słodyczowy detoks odbił się jakoś ładnie na poprawie sylwetki? Bo nie wierzę, że nie.
OdpowiedzUsuńU mnie słodyczowe szaleństwo przychodzi falami. Mogę nie jeść przez kilka miesięcy, ale jak już zjem, to później klapa na całego i wpadam w ciąg :D
Dziękuję! Przyznam szczerze, że nie widzę wielkich zmian w sylwetce, a to dlatego, że od października bardzo nieregularnie trenuję – przez studia i pisanie inżynierki treningi niestety musiały zejść na dalszy plan. Niemniej jednak na pewno mój brzuch ma się o wiele lepiej, pod koniec dnia nie jest już wzdęty i okrągły jak balonik :)
UsuńNajgorzej. Mam nadzieję, że kiedy już minie termin mojego wyzwania, nie rzucę się na słodycze jak szalona. W końcu zmarnowałabym te wszystkie dni bez słodyczy!
Kochana gratulcje! Świetnie Ci idzie, też staram się ograniczać słodycze. Mam tak samo jak Ty nie jem słodyczy to nie ciągnie :D Nie wiem czemu nie możesz mnie dodać :( Możesz mnie polubić na FB https://www.facebook.com/Fitnesanka-465130083662941/?ref=hl tam dodaję zawsze posty ja chciałam wejść na Twój fanpage ale jak klikam u Ciebie na stronie w logo Fb to przenosi mnie gdzieś na jakąś inną str :)
OdpowiedzUsuńNajgorzej te słodycze odstawić, a później już jakoś leci :)
Usuńtakże nie wiem, z czego to wynika, ale teraz na pewno polubię Cię na FB :) I nie możesz dostać się na mój fanpage, ponieważ takowego jeszcze nie posiadam :D Te symbole odsyłające do facebook'a czy instagrama wgrały się wraz z szablonem, który ściągnęłam, a nie potrafię na tyle grzebać w kodzie szablonu, by je usunąć. Niemniej jednak kiedy będę już miała więcej spokoju, planuję popracować nad nowym szablonem i wtedy powinnam wszystko uporządkować :)
Oj, przydałby się i mnie taki detoks. Czekam więc na kolejne rady.
OdpowiedzUsuńPost z poradami powinien powstać na dniach, akurat mam nieco więcej czasu, więc na spokojnie go przygotuję :)
UsuńNajgorsze są pierwsze dni... czasami robię sobie od nich przerwę. Ale zawsze coś mnie skusi i koniec, po postanowieniach ;)
OdpowiedzUsuńDlatego ja wiedziałam, że muszę dobić do mojej prywatnej ściany i ją przebić, by tak naprawdę móc uwolnić się od słodyczy ;) Odkąd przeszłam przez najgorszy kryzys, jest naprawdę o niebo lepiej, teraz o słodyczach nie myślę prawie wcale.
UsuńKochana, świetnie sobie poradziłaś. Ja za słodyczami aż tak bardo nie przepadam, ale jak się dorwę - chyba właśnie przed tymi dniami, to nadrabiam poprzednie dni. Te kupne słodkości nie przyciągają mnie do siebie. Gorzej z pysznymi plackami, najlepiej z ogromną ilością masy. chociaż zazwyczaj nie robię sobie postanowień noworocznych, to w tym roku będzie inaczej. Właśnie ograniczę słodycze jeszcze bardziej, zacznę czytać książki i pójdę na dietę, by ważyć upragnione 58 kg. Wiem, że mam wsparcie w Tobie i innych blogerach, więc to nie może być takie trudne.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) A skoro masz takie postanowienia, to oczywiście będę mocno trzymać za Ciebie kciuki! Wierzę, że sobie poradzisz. Zawsze będziesz mogła liczyć na moje dobre słowo, czy nawet opiernicz, kiedy będzie trzeba ;) Grunt to znaleźć sobie silną motywacje i uświadomić sobie, dlaczego tak właściwie chcemy coś zmienić.
UsuńO! Baaardzo fajny opis tych tygodni, to znaczy - pokazałaś wszystkim, że da się, ale droga do tego wcale nie jest łatwa. U mnie odstawienie słodyczy trochę trwało, bo robiłam to stopniowo w taki sposób, że potem przez kilka miesięcy zupełnie ich nie tykałam. Dużo w tym pomogła mi na początku gorzka czekolada, którą bardzo polubiłam. No i wyglądało to tak, że - trening - okej, to mogę wziąć kawałek. Tyle. Poszło i nie ruszałam ich. ;)
OdpowiedzUsuńZa Ciebie trzymam kciuki, żebyś dotrwała do świąt i potem jadła je z głową, bo wszystko można, o ile jest umiar. :)
U mnie takie stopniowe odstawienie zdecydowanie nie działało, ponieważ kiedy w ciągu dnia już raz sięgnęłam po coś słodkiego, to uznawałam ten dzień za zmarnowany i już do jego końca sobie folgowałam. Widać musiałam to zrobić raz, a dobrze i między innymi dlatego mi się to udało :)
UsuńCieszę się też, że spodobała Ci się forma, w jakiej przedstawiłam post :) Sama zastanawiałam się, jak to zrobić, bo przecież nie pamiętam dokładnie dnia po dniu, za to z ustaleniem, jak to wyglądało w poszczególnych tygodniach już nie miałam problemu :)
Łaaa!!! Ale jesteś zdeterminowana i..wytrwała :) Pięknie!!!! Naprawdę możesz być z siebie baaaardzo, baaardzo dumna :) Jeśli chodzi o mnie..to mam różnie ze słodyczami, zazwyczaj pozwalam sobie w weekend zjeść...chyba, że w tygodniu też mnie najdzie ochota na nie...ale...codziennie ich nie jem...więc...strasznych wyrzutów sumienia też nie mam jak jakiś smakołyk zjem :) Wiadomo, że najlepiej nie jeść tego typu rzeczy...ale...raz na jakiś czas wg mnie, każdy może sobie pozwolić :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, oczywiście że jestem z siebie bardzo, ale to bardzo dumna :) I pewnie, że raz na jakiś czas można sobie na takie słodkości pozwolić! Jednakże kluczowym stwierdzeniem w tym zdaniu jest właśnie to raz na jakiś czas, co u mnie niestety kompletnie nie funkcjonowało. Mam nadzieję, że po zakończeniu wyzwania uda mi się jeść słodycze właśnie raz na jakiś czas i nie wrócić do starych nawyków, bo to byłoby najgorsze z możliwych rozwiązań!
UsuńJestem dumna, naprawdę dałaś radę! To super osiągnięcie i post jak zwykle znakomity - uwielbiam Twój styl pisania, ale o tym już wiesz! ;) Świetny pomysł z podziałem na tygodnie, mega motywująco to wygląda. Dobra robota!
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, co takiego fajnego jest w moim stylu pisania, a i tak bardzo się cieszę, że Ci się on podoba ^^ I dziękuję! Wciąż nie mogę się nadziwić, że dałam radę tyle wytrzymać bez słodyczy :)
UsuńSuper Gratuluję, ja miałam bardzo podobne odczucia przy słodyczowym detoksie. Na szczęście nadszedł czas kiedy mój organizm nie głupieje gdy widzi półkę z czekoladami. Powiem więcej spróbowałam ostatnio batona i jeden gryz był dla mnie tak słodki, że resztę oddałam, a kiedyś potrafiłam zjeść dwa - trzy takie batony prawie na raz!
OdpowiedzUsuńW takim razie ciekawa jestem, jakie będę miała odczucia, kiedy już pozwolę sobie na coś słodkiego. Coś mi się wydaje, że bardzo podobne :D Już teraz niektóre rzeczy potrafią być dla mnie za słodkie i mówię tutaj oczywiście o zdrowych słodkościach, a nie kupnych słodyczach. Najbardziej tęsknię za zwykłą, mleczną czekoladą :) Więc pewnie w ramach prezentu na Święta sama sobie taką kupię i spałaszuję ^^ Bylem tylko potem nie rzuciła się na słodycze jak szalona!
UsuńJestem z Ciebie naprawdę dumna. Ja nigdy nie miałam takie problemu, jednakże dla mnie najważniejsza jest równowaga, kiedy wykluczyłam słodycze w ramach restrykcji zupełnie, zaczęłam bardzo źle reagować na nawet najmniejszą ilość cukru np w owocach, ponadto miałam wciąż ochotę ogromną na te słodkie rzeczy. Teraz pozwalam sobie raz na jakiś czas i jest dobrze :)
OdpowiedzUsuńHm, to ja nie zauważyłam, bym źle reagowała na cukier zawarty w innych produktach. A kiedy już skończę moje wyzwanie, które ma potrwać do Świąt, również planuję raz na jakiś czas pozwalać sobie na coś słodkiego :) I mam nadzieję nagle przez to nie wrócić do moich starych nawyków, bo muszę przyznać, że nieco się tego obawiam. Ale dla chcącego nic trudnego, skoro wytrzymałam tyle bez słodyczy, to teraz nie mogę tego zmarnować :)
UsuńZazdroszczę - poradziłam sobie z prawie dwoma paczkami papierosów dziennie, poradziłam sobie z durnym szefem, poradziłam sobie z nadpobudliwym dzieckiem , z sukowatą koleżanką z pracy ... ale słodycze NIE POTRAFIĘ !!! .... buuuuuu... to przez nie mam 2 dychy za dużo :)
OdpowiedzUsuńA ja tam wierzę, że każdy może sobie poradzić ze słodyczami :) Uważałam siebie za przypadek beznadziejny, a tu proszę, udało się! Co prawda za którymś razem, a tych razy było naprawdę wiele, więc twierdzę, że grunt to się nie poddawać i próbować aż do skutku, a w końcu przyjdzie ta chwila, w której damy radę :)
Usuń?? Optymizm optymizm i jeszcze raz optymizm.... Może po Nowym Roku ??
UsuńJa niestety wróciłam do nałogu, lepiej odstawianie słodyczy idzie mi latem...
OdpowiedzUsuńnajdziecie tu ośrodki z różnych regionów Polski, które są po to, by nieść Wam pomoc w walce z różnego rodzaju uzależnieniami. Blog dla uzależnionych
OdpowiedzUsuńNiestety samemu też mam bardzo duże problemy z jedzeniem słodyczy a raczej nałogowym ich pochłanianiem. W pewien sposób tryb pracy trochę nagina niezdrowe jedzenie bo cały czas jestem w trasie. Napisałem także swoje przemyślenia w tej sprawie [https://totemat.pl/jak-odzwyczaic-sie-od-jedzenia-slodyczy-pozbycie-laknienia-slodkiego/ niestety uważam, że większość osób, łatwo sobie z tym nie poradzi samodzielnie.
OdpowiedzUsuń