W ostatnim poście pisałam, że podczas trwania sesji stałam się potworkiem, który wreszcie zamierza doprowadzić się do porządku. Dziś wzięłam centymetr krawiecki do ręki i tym bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu. Zajadanie stresu słodyczami ewidentnie w tym przypadku wyszło mi bokiem. Zresztą same możecie zobaczyć to na podstawie tabeli, którą dla Was przygotowałam.
Ważę się zawsze rano, na czczo. I pierwszy raz od niepamiętnych czasów waga pokazała mi takie, a nie inne cyferki. Co prawda to urządzenie ma tendencję do różnego wariowania, lecz to marna wymówka tłumaczenia sobie takiego, a nie innego wyniku. Poza tym obwody w talii, pasie oraz biodrach mówią same za siebie, w końcu pokazane na wadze dodatkowe kilogramy musiały się gdzieś zgromadzić, a właśnie w tych okolicach w moim przypadku najłatwiej zbiera się niechciany tłuszczyk.
Przyznam szczerze, że jestem nieco rozczarowana i zawiedziona. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że miesiąc spędzony wyłącznie nad notatkami, bez jakiegokolwiek ruchu oraz zajadanie stresu czym popadnie nijak mi się nie przysłużą, łudziłam się jednak, że może obwody wcale się nie zmienią i kiedy już zacznę się ruszać, wszystko szybciutko wróci do normy. Cóż, dzisiejsze pomiary bardzo szybko sprowadziły mnie na ziemię. Oczywiście dodatkowe 3 czy 2 centymetry tu i tam to dla mnie nie tragedia, jednakże Wy także prawdopodobnie wolałybyście zobaczyć, że Wasze wymiary ani drgnęły w tą niewłaściwą stronę, prawda? Powody takiego, a nie innego stanu rzeczy są mi doskonale znane – przez cały czerwiec nie żałowałam sobie słodyczy ani innego, niezdrowego jedzenia, nie ruszając się przy tym praktycznie wcale. No i masz, organizm z rosnącym zadowoleniem gromadził nadwyżkę kalorii, by dziś radośnie mi oznajmić, że tu i tam zrobił się większy.
Nie mam jednak po co nad tym wszystkim się rozwodzić ani roztrząsać nieszczęsnego czerwca! Widać musiałam w ten sposób okupić wolny wrzesień, o który tak dzielnie walczyłam. Grunt, to wrócić na właściwe tory i powoli pozbyć się dodatkowych centymetrów. Powoli, bo też nigdzie mi się nie spieszy – wciąż lubię moje ciało i daleko mi do niezdrowej nadwagi. Jednakże poranne pomiary zadziałały na mnie jak zimny prysznic i pokazały, że mimo iż nigdy nie miałam problemów z wagą, to jednak nie mogę bezkarnie objadać się słodyczami.
Możecie liczyć na to, że teraz na blogu będzie nieco ciekawiej. W końcu mam trochę centymetrów do zrzucenia, prawda? :) I chętnie za jakiś czas pochwalę się Wam, że je zrzuciłam, bo jakże by inaczej! Tymczasem Wy macie za zadanie mocno trzymać za mnie kciuki :)
Teraz masz piękne trzy miesiące na cross fitowe szaleństwo, także waga na pewno spadnie :).
OdpowiedzUsuńJa od jakiegoś czasu zbieram się za napisanie postu odnośnie mojej diety, która teraz jest już w fazie stabilizacji (-5kg ;)), ale jakoś zabrać się nie mogę. Ale się chyba zbiorę, bo efekty chyba widać :)
Zbieraj się, bo efekty widać na pewno, a ja chętnie Cię za nie pochwalę i co ważniejsze, na pewno zmotywuje mnie to do działania :) W końcu skoro Ty możesz, to ja też! Teraz, kiedy znowu zaczęłam się ruszać, na pewno wszystko pomalutku wróci do normy :)
UsuńNo to wrzuciłam :)
UsuńMasz bardzo fajne podejście do kwestii wagi - takie na luzie. Tak trzymać:) Tymczasem ja trzymam kciuki za pozytywne rezultaty.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam problemów z wagą, a co za tym idzie, nigdy nie było to moją małą obsesją ;) Poza tym mam już tyle lat, by bez problemu rozróżnić, jakie postępowanie pod tym względem jest właściwe, a jakie wręcz karygodne.
UsuńI nie dziękuję za kciuki, żeby przypadkiem niczego nie zapeszyć :)
a ile masz wzrostu? u mnie jest tak, że jak odpuszczę sobie parę dni, to waga od razu w górę. W piątek mieliśmy z tż 4 rocznicę, no i wiadomo, że tego dnia sobie pozwoliliśmy sobie na niezdrowe jedzonko, dzisiaj na wadze zobaczyłam prawie o 1 kg więcej niż tydzień temu :(
OdpowiedzUsuńMam 166 cm, a przynajmniej tyle mam wpisane w dowodzie, myślę jednak, że nie zmalałam ani nie urosłam od tamtego czasu ;) Moja waga bardzo waha się już w ciągu dnia, dlatego ważę się zawsze rano na czczo i to jest dla mnie miarodajny wynik. Jednakże bo takich większych szaleństwach też szybuje w górę, jednak nie w tak szybkim tempie. To, co widać w ramce powyżej zbierało się przez cały czerwiec :)
UsuńGratuluję czwartej rocznicy!
Może wrzucisz inspirację na bloga? Co do posiłków i ćwiczeń ;) chętnie zaczerpne ;) i z miła chęcią zaobserwuje bloga , jeśli nie masz nic przeciwko ;)
OdpowiedzUsuńJeśli tylko moje działania będą na tyle inspirujące, to postaram się coś przygotować :) I oczywiście, że nie mam nic przeciwko obserwacji! Cieszę się bardzo, że mój blog spodobał Ci się na tyle, iż się na to zdecydowałaś :)
UsuńZazdroszczę luźnego podejścia! Jak na mojej wadze "cyferki się nie zgadzają" to jestem bardzo zła :D. Wczoraj z narzeczonym wciągnęliśmy ostatnią czekoladę a teraz pora te pyszności naprawdę ograniczyć!! Powodzenia w wracaniu do formy;* Ja dzisiaj lecę biegać :)
OdpowiedzUsuńSama jestem sobie winna, więc uznałam, że nie ma po co niepotrzebnie się denerwować, za to w zamian najwyższy czas zacząć dążyć do celu :) A w końcu na pewno waga wróci do normy :)
UsuńTrzymam kciuki! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki. Ja to bym przeczytała co jadłaś na spadek wagi :)
OdpowiedzUsuńJa też bym chętnie przeczytała u siebie taki post...:D Póki co planuje się skupić przede wszystkim na zrezygnowaniu słodyczy, bo to one są tutaj głównym winowajcą, a także na eliminowaniu innych, niekoniecznie służących mi rzeczy. Postawię też na więcej ruchu. Jednakże jeśli uda mi się ułożyć jakiś sensowny jadłospis, to postaram podzielić się nim na blogu :)
UsuńTrzymam :*
OdpowiedzUsuńJeśli odstawisz te kaloryczne przekąski i będzie regularie ćwiczyć, to waga spadnie! Może nie tak szybko, jak byś chciała, ale stopniowo sie pozbędziesz tych dodatkowych centymetrów!
OdpowiedzUsuńAle wiem, jak to boli - po tej zimie miałam taki sam problem. Niby mówiłam sobie, że to nic strasznego, ale byłam bardzo zła na siebie. Powoli jednak udało mi się pozbyć doatkowych kilogramów;)
Właśnie, najgorsze w tym wszystkim jest to, że człowiek wie, że to tylko i wyłącznie jego wina. Jednakże jeśli chodzi o jedzenie, już jest zdecydowanie lepiej. Szkoda tylko, że panujące upały nie zachęcają do ćwiczeń :/
UsuńMyślę, że nie jest źle i nie musisz się spinać :) ale poćwiczysz, podietujesz trochę i będzie super! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedy już teraz wróciłam na właściwe tory, to waga sama powolutku wróci do normy :)
UsuńChętnie będę podpatrywać Twoją walkę z centymetrem, może mnie zainspirujesz do skonstruowania nowych treningów? :D
OdpowiedzUsuńMoże, kto wie :D Postaram się wypróbować trening, który wrzuciłaś na Twoim blogu, ale najpierw temperatura musi choć odrobinę spaść, bo teraz jest naprawdę kiepsko.
UsuńIle masz wzrostu? Mam podobne wymiary, tylko udka chciałabym mieć takie chude ;c Będę obserwować postępy!
OdpowiedzUsuńMam 166 cm wzrostu :) Także moje wymiary, z tego, co się orientuję, jak najbardziej mieszczą się w normie i nie ma co rozpaczać z powodu dodatkowych centymetrów, które pewnie w niedługim czasie zlecą :)
UsuńZnam Twój ból, mi też sesja odbiła się w kilogramach ;)
OdpowiedzUsuńhttp://maryshealthystart.blogspot.com/