Jeszcze nie tak dawno temu żaliłam się Wam, że w czasie sesji przybyło mi kilka centymetrów tu i ówdzie. A że nie mogłam dłużej wymawiać się nauką, przyszedł wreszcie czas, w którym należało wziąć się za siebie. Przyznam szczerze, że nie podjęłam w tym celu wielu drastycznych kroków, a jedynie wróciłam do regularnych treningów i ponownie zaczęłam zwracać większą uwagę na to, co jem. Z mojego jadłospisu staram się wykluczyć wszystko to, co niekoniecznie można uznać za zdrowe. Znowu zaprzyjaźniłam się z owsianką, coraz lepiej też wychodzi mi niejedzenie słodyczy. I powiem Wam, że tak naprawdę wszystko siedzi w naszej głowie. Już jakiś czas temu zauważyłam, że po niezdrowe przekąski oraz słodycze sięgam najczęściej nie dlatego, że mam na nie ochotę, ale dlatego, że mi się nudzi. Stąd kiedy tylko w mojej głowie pojawia się niecna myśl, by sięgnąć po coś słodkiego lub wydaje mi się, że zjadłabym coś dobrego, kiedy tak naprawdę wcale nie jestem głodna, szukam sobie po prostu bardziej zajmującego zajęcia i dziwnym trafem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestaję myśleć o jedzeniu.
A propos ograniczeń tkwiących tylko i wyłącznie w naszym umyśle, ostatnio dużo się nad tym zastanawiam i wydaje mi się, że jeszcze pojawi się na ten temat osobny post. Obecnie często towarzyszy mi myśl "wyjść poza strefę komfortu".
Jeśli chodzi o treningi, z zajęć dwa razy w tygodniu przerzuciłam się na zajęcia trzy razy w tygodniu – pomału kończy się okres wakacyjny, trenerzy wrócili z urlopów i znowu można ruszyć pełną parą. I kiedy teraz się nad tym zastanawiam, mam zdecydowanie mniejsze zakwasy niż przy trybie dwóch treningów funkcjonalnych w tygodniu. Byłam przekonana, że tym bardziej nie będę mogła się ruszać i nie będzie mięśnia, który nie będzie mnie bolał, a jest dokładnie na odwrót i co ciekawsze, zrobiłam nawet progres w ciężarze w zarzucie. Do tej pory pracowałam z samym gryfem, aż w poniedziałek się przełamałam i dołożyłam obciążenie, i co ciekawsze, ćwiczenie z nim nie sprawiło mi większych trudności, bo sam gryf już dawno temu był za lekki.
Oprócz tego chciałam dorzucić jeszcze treningi w domu, ale panujące od dłuższego czasu temperatury skutecznie mnie do tego zniechęcają. Co prawda to tylko kolejna wymówka, gdyż na sali także ćwiczymy bez klimatyzacji i jakoś daję radę, choć po treningu mogę wykręcać koszulkę, ale akurat z tą konkretną wymówką jeszcze się nie uporałam, mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu ;)
Nie zrobiłam jeszcze pomiarów, zostawię je na wrzesień. Dwa miesiące od mojego postanowienia, żeby doprowadzić się do porządku po sesji będą wystarczającym czasem, by zobaczyć efekty w obwodach, bo wizualnie już widzę, że jest lepiej. Na pewno bardzo poprawił się sam brzuch, głównie ze względu na moje coraz skuteczniejsze rozstania ze słodyczami. I tak właściwie to on jest moim wyznacznikiem postępów, gdy zawsze był dla mnie najbardziej problematyczny, choć wydaje mi się, że moje ramiona jakoś tak ładnie się zarysowały i coraz częściej przyglądam się im w lustrze ;)
Podsumowując, jest dobrze. Najbardziej jestem zadowolona z mojego myślenia, które chyba wreszcie pomału, ale konsekwentnie przestawia się na właściwe tory. Teraz tylko muszę postarać się, by nie spocząć na laurach i należycie wykorzystać tą połowę wakacji, która mi została :)
Super, że jest poprawa :D u mnie też jest i to spora :) a co do jedzenia z nudów to faktycznie, ostatnio przez te upały kompletnie nie miałam ochotę na słodkie, ale zdarzyło się kilka razy, że mi się nudziło i chodziłam jak menda koło lodówki, ale się nie dałam :D tak samo mam kiedy jestem mega zła albo zestresowana. W pracy codziennie teraz mam ciasta albo lody, ale w sumie dopóki nikt nie wyciągnie czegoś co naprawdę uwielbiam to w ogóle nie mam ochoty :) a teraz przynajmniej mam tolerancyjnych współpracowników, którzy mi nie cisną tylko zawsze mówią "Aneta nie je, bo Aneta chodzi na siłkę" :D
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że właśnie także upały robią swoje, jeśli chodzi o moją ochotę na słodkie i są w tym przypadku bardzo, ale to bardzo pomocne :) I same pyszności masz w tej pracy! Kuszące pyszności! Ale to dobrze, że masz wyrozumiałych współpracowników, najgorsze są te wszystkie osoby, które kuszą słodkościami. A jesteś już w nowym dziale? :)
UsuńTaak, jest śmiesznie jak nigdy :D tyle, że juz dwa razy przerabiałam sytuację "to co robisz na tej siłowni? jakaś bieżnia?" "nie, ciężary" i tu następowało poruszanie ustami na wzór ryby :D
UsuńStandardzik. Kiedy ja wspominam, że chodzę na crossfit, widzę bardzo podobne reakcje ^^ Za to nie nudzisz się na stażu, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że zleci Ci w mgnieniu oka i jeszcze długo będziesz go wspominać :)
UsuńO tak, też mi się tak wydaje ;P
UsuńJa ćwiczę rwgularnie z Ewą Chodakowską i jestem bardzo zadowolona z efektów :)
OdpowiedzUsuńSama chciałabym wrócić do treningów z Ewą, gdyż miałam wtedy bardzo dobre efekty, tłuszczyk znikał jak marenie, ale się rozleniwiłam i nie potrafię wrócić do treningów w domu. Może kiedy się ochłodzi? :)
UsuńO rany, ćwiczysz siłowo, jak cudownie! Nie wiem dlaczego jest to tak mało popularne wśród kobiet, ale naprawdę się cieszę, kiedy widzę, że laski skłaniają się ku takim treningom ;) Wszystko małymi krokami, z tego co piszesz super Ci idzie, trzymam kciuki, żeby było coraz lepiej!
OdpowiedzUsuńĆwiczę siłowo, choć nie tak do końca tylko i wyłącznie siłowo :) Na treningach skupiamy się naprawdę na przeróżnych elementach, pojawia się między innymi także ta część siłowa i przyznam szczerze, że od kiedy mam do czynienia z ciężarami, widzę o wiele lepsze efekty niż w przypadku tylko i wyłącznie "dywanówek". Przykładowo, ramiona są o wiele mniej sflaczałe i wreszcie pojawił się u mnie zarys bicepsa, tam, gdzie wcześniej w ogóle go nie było. Pośladki się podniosły. Także z treningu siłowego jestem bardzo zadowolona i polecam go wszystkim kobietkom :)
UsuńA metoda małych kroczków to moja ulubiona ;)
Będziesz jeszcze zwiększać ilość treningów czy zostajesz przy 3tygodniowo ?
OdpowiedzUsuńChciałabym dorzucić jeszcze jakieś treningi w domu. Myślałam, żeby zacząć od jednego, potem dorzucić jeszcze jeden, czyli łącznie do trzech zajęć z crossfitu dodać dwa treningi w domu, ale póki co upały mnie do tego zniechęcają :/ Niemniej jednak mam nadzieję się przełamać i zacząć ćwiczyć, bo po słynnych "dywanówkach" widziałam bardzo fajne efekty :)
UsuńPowodzenia! Wierzę, że Ci się uda! :D
OdpowiedzUsuńNie dziękuję, żeby przypadkiem nie zapeszyć :)
UsuńTo ile wyciskasz z obciążeniem? Szczerze, jestem pełna podziwu :). My w Warsztacie Formy mam tzw. Body Pump, gdzie ciśnie się dużo powtórzeń, ale z niewielkim obciążeniem (booooli :D), to ja na przysiady mam gryf+ 9kg obciążenia tylko :D
OdpowiedzUsuńCo do dywanówek, bardzo polecam ćwiczenia z piłką. Ewa teraz zrobiła nowy program z piłką, ja go jeszcze nie mam, ale czasem chodzę na fit ball i jest mega! Nic tak nie docina brzucha, jak ćwiczenia na piłce :).
Hm, niedużo, będzie z jakieś plus, minus 30 kg? Mamy przeróżne gryfy i nigdy nie wiem, który ile waży :P A ja mam bardzo słabe rączki, więc tak jak z zarzutem jeszcze daję radę, tak co do wyrzutu tego nad głowę mam pewne obawy..:D
UsuńĆwiczenia z piłką także mamy na crossficie, więc doskonale wiem, o czym mówisz, chociaż jeśli jeszcze chodzi o brzuch, to najbardziej w kość daje mi takie roller, wiesz, kółeczko z uchwytami po bokach :D Po nim to dopiero czuję brzuch, szczególnie górne partie.
Swoją drogą, chętnie przeszłabym się na zajęcia Body Pump. Może się na nie jakoś umówimy? Byłoby mi zdecydowanie raźniej :D
Dla mnie nie ma problemu, powiedz kiedy masz czas i jakoś się dopasujemy :). Tylko ostrzegam, że ja mam jeszcze słabsze łapki i będę bardzo cierpieć :D
UsuńTrzymam kciuki! Pozytywne myślenie to podstawa!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) W moim przypadku może nie tyle pozytywne myślenie zaczęło działać, bo pozytywna staram się być zawsze. Bardziej mówię sobie, że tak naprawdę wszystko zależy ode mnie i jeśli chcę coś osiągnąć, to muszę działać, a nie biernie się przyglądać :)
UsuńTrzymam kciuki. Też zapuściłam się w wakacje :(
OdpowiedzUsuńW takim razie do roboty! ;) Efekty przyjdą szybciej, niż mogłabyś się spodziewać. Moje ciało bardzo szybko sobie przypomniało, o co tak właściwie chodzi w tych treningach i po co to robimy :)
UsuńNo jasne, ze ulepy bałwanka... Tylko trzeba pamiętać o chmurce śniegowej dla niego :)
UsuńOja, zazdroszczę Ci głównie zmiany w żywieniu. O ile ja, nie mam problemów z ćwiczeniem nawet w te najgorsze upały, to ze zmianą nawyków żywieniowych mam naprawdę ogromny problem i nie mogę się do tego zmotywować. Ostatnio kilka razy już zamierzałam zostawić słodycze, ale nijak mi się to nie udaje :d
OdpowiedzUsuńJa staram się być wierna metodzie małych kroczków :) Czyli nie wprowadzam wszystkich zmian na raz, bo wiem, że wtedy na pewno bym nie podołała, za to na spokojnie i po kolei eliminuję to, co raczej nie pomaga mi w osiągnięciu takiej sylwetki, jaką chciałabym mieć ;) A jeśli chodzi o same słodycze, to na chwilę obecną nie wyobrażam sobie, aby zrezygnować z nich całkowicie. Może kiedyś :) A jak na razie od czasu do czasu pozwalam sobie na drobną przyjemność ;)
UsuńJaasne, ja w ogóle nie uznaję żadnych diet ani zakazywania sobie ludzkich przyjemności, alkoholu, słodyczy właśnie czy czasem nawet jakiegoś żarcia z fast fooda, bo wszystko jest dla ludzi, ale nie za często :D Myślę, że totalnie bez sensu byłoby zmieniać się w takim stopniu się ograniczając, bo to totalnie nie wyszłoby na zdrowie ;)
UsuńCo do metody małych kroczków, czasami chciałabym coś za bardzo, za szybko, na już :)
Oczywiście, że wszystko jest dla ludzi :) Dlatego i ja od czasu do czasu sięgam po to, na co mam ochotę, a co raczej pójdzie mi w boczki :D Ale nie ma co rozpaczać z tego powodu, nie jesteśmy przecież zawodowymi sportowcami, by trzymać dietę dopiętą na ostatni guzik.
UsuńPowiem Ci, że też często się zniechęcam, kiedy nie widzę szybko efektów, ale bardzo staram się zmienić ten mój sposób myślenia.
Nic nie mów, ja mogłabym codziennie pić sobie colę z limonką i miętą, tłumacząc sobie, że łączę przyjemne z pożytecznym :D Dokładnie tak, na szczęście, chociaż powiem Ci, że w mojej pracy, jak patrzę na te posiłki swoich współpracowników sportowców, to mi szczęka opada do saaaamej ziemi. Zazdroszczę im, jak nie wiem samodyscypliny w tej kwestii :D
UsuńO tak, wiem coś o tym. Ostatnio miałam tak, że zaczęłam ćwiczyć po długiej przerwie i podczas miesiąca spadło mi pięć centymetrów z ud, a podczas drugiego już trochę mniej, tak straciłam ochotę, że prawie bym przestała w ogóle trenować. ;)
myśl "wyjść poza swoją strefę komfortu" też mi ostatnio często towarzyszy :). Trzymam za Ciebie kciuki w obu sprawach - treningowych i podejścia do życia :)
OdpowiedzUsuńKiedy mam ochotę odpuścić, obojętnie w jakiej kwestii, to zaczynam powtarzać to sobie jak mantrę ;) Wiem, że tylko jeśli wyjdę właśnie poza strefę komfortu, to wreszcie ruszę z miejsca i osiągnę wszystko to, co gdzieś tam nieśmiało sobie planuję.
UsuńPodziwiam, że miałaś siłę, by zacząć pracę nad ciałem właśnie teraz, kiedy takie upały na zewnątrz i wewnątrz. Ja biegałam wytrwale do fali upałów, ale aktualnie od dwóch tygodni dalam sobie trochę luzu, bo już nie wyrabiałam, nawet wieczorami przestało być chłodno. Teraz mam urlop, a więc wracam do aktywności na początku września - chyba sie rozleniwiłam znowu ;-)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem bardzo dobrze, że odpuściłaś bieganie na czas upałów. Nikt z nas tak naprawdę nie wie, w którym momencie nasz organizm będzie miał dość, więc lepiej dmuchać na zimne, szczególnie przy takich temperaturach, gdzie karetki jeżdżą nawet do młodych osób. Mi samej momentami ciężko było ruszyć się na trening, kiedy z nieba lal się żar, ale też specjalnie był on tak ułożony, żebyśmy się nie przeforsowali, a trener zawsze powtarzał, żeby nie dawać z siebie maksimum, bo on nie che potem oglądać, jak mu tutaj po kolei padamy jak muchy ;)
UsuńTrzymam zatem kciuki od początku września :)
Ja na czas upałów preferuję pływanie. Tzn. w sumie w zimę też - w basenie.
UsuńRzeczywiście, nie ma nic lepszego, niż zanurzenie się w chłodnym basenie :) Co prawda na początku przeważnie trzęsę się z zimna, ale później jest już tylko przyjemniej. Jednakże za samym pływaniem przepadam średnio, właściwie nie pamiętam, kiedy ostatnio wybrałam się na basen w tym celu.
UsuńSuper, że pracujesz nad sobą :D Trzymam kciuki za to żebyś wytrwała w swoim postanowieniu :D
OdpowiedzUsuńStaram się :) Zamiast ciągle marudzić, że mi nie wychodzi, po prostu zabrałam się do roboty, a efekty w końcu przyjdą. Na pewno o wiele szybciej, niż gdybym ograniczyła się tylko i wyłącznie do samego marudzenia ;)
UsuńMnóstwa motywacji! Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, przyda się, bo jakoś ostatnio zbaczam z trasy, najwyższy czas to ogarnąć, póki nie zeszłam z niej całkowicie i znowu zacząć dawać z siebie 100%! :)
UsuńPodziwiam cię za te wzięcie się do kupy. Ze słodyczami mam podobnie, dodatkowo po nie sięgam, gdy mam wiele stresów :/. Ja się biorę i biorę i końca nie ma :P.
OdpowiedzUsuńJa zajadałam stres słodyczami w sesji i wyszło mi to bokiem, przy pomiarach objawiając się w dodatkowych centymetrach. Teraz coraz bardziej zaczynam nad tym panować i mam nadzieję, że kiedy znowu będę miała więcej stresu (a zbliża się obrona inżyniera), nie będę go zajadała słodkościami.
UsuńO tak jedzenie z nudów to też moja zmora :/
OdpowiedzUsuńDlatego polecam znalezienie sobie jakiegoś zastępczego zajęcia :) Czasem kiedy jestem bardzo czymś zaabsorbowana, nawet nie czuję głodu i dopiero kiedy skończę robić daną rzecz, czuję, jak bardzo jestem głodna. Więc szczerze polecam ;)
UsuńWSPANIALEEE!!! Trzymam mocnooo za Ciebie kciuki!!! Z takim podejściem na pewno wszystko pójdzie po Twojej myśli :) :) :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, oby tylko moje podejście nie obróciło się nagle o sto osiemdziesiąt stopni, będę jednak się starać, żeby tak się nie stało :)
UsuńTeż zamierzam wrócić po wakacjach do treningu, niestety rozleniwiłam się na maxa. Podstawa to dobra motywacja, której Tobie nie brakuje. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA dlaczego dopiero po wakacjach? ^^ Zauważyłam, że jeśli sama odwlekam coś długo w czasie, to tym bardziej później nie chce mi się za to zabrać. A skoro już teraz udało mi się wziąć do roboty, to szybciej będę mogła cieszyć się efektami :)
UsuńJa również ćwiczę 3 razy w tygodniu, ale w domu i głównie są to treningi stabilizacyjne i na brzuch oraz nogi :) Tak jak Ty mocniej wzięłam się za siebie po sesji i chcę wykorzystać dobrze ponad miesiąc wakacji :) Nie wiem dokładnie co masz na myśli, pisząc : "Najbardziej jestem zadowolona z mojego myślenia, które chyba wreszcie pomału, ale konsekwentnie przestawia się na właściwe tory", ale gdzieś czuję, że mamy bardzo podobny cel, a i może doświadczenia w tym temacie :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o zacytowane przez Ciebie zdanie, miałam na myśli to, że przestawiam się z marudzenia typu "o rany, nigdy nie będę tak dobrze wyglądać" na bardziej coś w stylu "jeśli chcę, mogę wszystko", a co za tym idzie, nie zadręczam się niepotrzebnie, nic przy tym nie robiąc, tylko po prostu działam :) I jak już wspomniałam, na razie to przestawianie się, więc pewnie minie jeszcze trochę czasu, nim wyrobię to sobie jako nawyk.
UsuńDla mnie jest problem z wzięciem się za ćwiczenia, bo od lat choruję na migreny. Niestety, bywa tak, że po intensywnych ćwiczeniach bardzo boli mnie głowa. Dlatego muszę mieć łagodniejsze formy treningów, takie jak: szybki marsz, rozciąganie. Oczywiście nie ma spektakularnych efektów. Jednak nie wyobrażam sobie intensywnego ćwiczenia a następnie trzy dni "zdychania" w łóżku.
OdpowiedzUsuńMiałam jedynie epizody związane z migreną, była to u mnie reakcja związana głownie ze stresem i nie wyobrażam sobie, bym mogła borykać się z takim bólem częściej. Pamiętaj, że zdrowie przede wszystkim! Nie ważne jak, ważne, że chcesz, a skoro Twoja przypadłość nie pozwala na inne aktywności, nic na siłę, bo po co bardziej sobie szkodzić? Na Twoim miejscu postępowałabym dokładnie tak samo. A efekty? Kiedyś na pewno przyjdą, cierpliwości :)
UsuńTrzymam kciuki :) Mi się raczej nie zdarza jeść z nudów, za to bardzo często robię sobie z nudów jakąś herbatkę, ale nie słodzę, więc nie walczę z tym moim zwyczajem :)
OdpowiedzUsuń