Przyznam szczerze, że nie miałam i nie mam konkretnego pomysłu na żaden ciekawy post. Dobrze, może jednak coś świta mi w głowie, ale są to tylu luźne pomysły, które wymagają zastanowienia się i dopracowania. Problem w tym, że już od dłuższego czasu na blogu nie pojawiło się nic nowego, a nie chcę, by wyglądał on na zaniedbany i opuszczony.
Planuję w najbliższym czasie pochwalić się Wam moimi wymiarami, ponieważ wydaje mi się, że takie wystawienie ich pod ocenę publiki pomoże mi bardziej się zmotywować niż skrupulatne zapisywanie ich w kalendarzu i smętne obserwowanie, jak nic pod tym względem się nie zmienia. Niemniej, nie w tym rzecz i nie o tym ma być dzisiejszy, nieco refleksyjny post. Czas zatem przejść do meritum.
Zastanawiając się, dlaczego nie potrafię zabrać się za nic konkretnego (wliczając w to także napisanie sensownego posta), rozejrzałam się po moim pokoju i cmoknęłam z niezadowoleniem. Moim oczom ukazało się zagracone biurko, na którym można znaleźć balsam, paczuszkę kawy, z której planuję zrobić płukankę, stos notatek, kilka książek, wciśnięty między nie indeks i nożyczki do obcinania kocich pazurów. Uroczo, prawda? Reszta pokoju wcale nie ma się lepiej. Dywan upstrzony jest reklamówkami o przeróżnej zawartości, torebkami, a także puchatymi skarpetkami wieczorami grzejącymi mi stopy. W kącie obok siebie stoją mata do ćwiczeń i parasol. Łóżko i krzesło to odpowiednio moja szafa numer dwa oraz szafa numer trzy.
Nagle przyszło mi na myśl, że bałagan w mojej głowie może być spowodowany tym panującym wokół chaosem, teoretycznie zupełnie niepozornym, praktycznie zaś niezauważalnie przytłaczającym. W końcu kiedy wpadam na kolejny pomysł, zawsze odkładam jego realizację na później, bo przecież mam do zrobienia jeszcze to, to i to, czyli chociażby posprzątanie pokoju i realizację innych, odsuniętych w czasie rzeczy. Wszystko to nakłada się na siebie, nawarstwia i znajduje idealne odzwierciedlenia w bałaganie, który mam wokół siebie.
Podobno połowa sukcesu to zdanie sobie sprawy z problemu. Teraz należałoby z tym problemem powalczyć, czyli posprzątać, gdyż odnoszę nieodparte wrażenie, że ten namacalny, fizyczny bałagan w bardzo dużym stopniu przekłada się na wspomniany bałagan w mojej głowie, wręcz go potęguje. Zresztą, wydaje mi się, że działa to w obydwie strony i tym sposobem wpadłam w błędne koło, z którego należałoby się wreszcie wyrwać. Mianowicie, uporządkować drobne sprawy wokół siebie, by móc zabrać się za coś większego. Teraz już wiecie, jak spędzę większą część weekendu. Szmatki w dłoń!
Mam nadzieję, że kiedy zapanuję nad tym rozgardiaszem, będę w stanie zaserwować Wam garść o wiele ciekawszych postów, którym zdecydowanie bliżej będzie do tematyki fit.
A co Wy o tym sądzicie? Czy również uważacie, że przestrzeń wokół nas ma choćby minimalny wpływ na nasz stan? I odwrotnie, czy bałagan w pokoju może być dokładnym odzwierciedleniem tego, co dzieje się w naszej głowie? Jestem ciekawa Waszych opinii, a tymczasem lecę uporać się z moim małym, prywatnym chaosem.
Coś w tym jest. Ja nie potrafię zabrać się za nic konkretnego puki wokół mnie jest totalny bajzel (chociaż niestety zdarza się to dość często). Wszystko mnie wtedy rozprasza i nie potrafię się na niczym skupić dłużej niż parę minut. Wiosna nadchodzi czas na wiosenne porządki !! :)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo. Nim zacznę coś robić, zaczynam od sprzątania, o ile oczywiście chce mi się posprzątać, bo z tym czasem jest kłopot. Mam jednak nadzieję, że wiosna natchnie mnie do pozytywnych zmian i wszystko sobie poukładam :)
UsuńNa mnie podobny wpływ mają osoby, jakimi się otaczam. Zawsze byłam osobą żywą i nie usiedziałam na miejscu 5 minut. Jednak kiedy zamieszkałam na stancji z jedną z koleżanek, która bez przerwy leżała w łóżku i jadła mi się od niej udzieliło :/ straciłam motywację do wszystkiego i też potrafiłam przeleżeć cały dzien. Powiedziałam jednak DOŚĆ i wzięłam się za siebie. A ona... dalej leży :/
OdpowiedzUsuńRacja, osoby, z którymi na co dzień przebywamy mają na nas bardzo duży wpływ. Dlatego ja zawsze intuicyjnie odgradzam się od tych, którzy nieustannie marudzą i narzekają, choć wiadomo, i ja muszę sobie czasem ponarzekać ;) Niemniej odruchowo uciekam od tych, którzy widzą tylko same negatywy.
UsuńMożna Ci tylko pogratulować, a znajomej... współczuć?
Myślę, że możesz mieć rację - mnie bardzo rozprasza bałagan, niepoukładane rzeczy na półkach. Jedni lubią artystyczny nieład, jednak mi przeszkadza (gdyby moja mama to czytała, to by pękła ze śmiechu - mój pokój z czasów ,,gówniarza'', to jeden wielki nieład ;P), teraz jakoś mi się odmieniło. Może to starość :P
OdpowiedzUsuńJa mam tak, że kiedy już nabałaganię do pewnego stopnia, to zaczynam sprzątać, może nie jak szalona, ale jednak. Drobny, codzienny nieporządek mi nie przeszkadza, lecz kiedy już nieco się tego nazbiera... Zdecydowanie nie potrafię się skupić i dopiero ogarnięcie pokoju pomaga :)
UsuńMoże dopada Cię wiosenne przesilenie?:)
OdpowiedzUsuńMoże... Chociaż teoretycznie nigdy nie cierpiałam z tego powodu, przynajmniej nie w jakiś odczuwalny sposób, zatem może wzmożony nieporządek rzeczywiście jest jakimś tego objawem. Trzeba będzie jak najszybciej się z nim rozprawić!
UsuńZnam ten bół :/
OdpowiedzUsuń