LIEBSTER BLOG AWARD

Mój długi brak aktywności spowodowany był sesją, która, z tego, co zauważyłam, dopadła zdecydowaną większość blogerek. W każdym bądź razie jutro piszę ostatni egzamin (jak do tej pory wszystko zdane!) i wprost nie mogę się doczekać, kiedy opuszczę aulę i  rzucę się w wir z utęsknieniem wyczekiwanych wakacji! Dzisiaj już nie mam sił na powtarzanie, więc jeszcze przed snem na chwilę zajrzę do notatek, za to postanowiłam rozruszać nieco bloga za sprawą posta, który zaczęłam pisać już na początku czerwca, a który teraz jest mocno spóźniony. Mimo to zapraszam do czytania!



Zrobiło się poważnie. Dostałam aż dwie nominacje do blogowej zabawy, której nazwę możecie zobaczyć w tytule, a która zapewne jest Wam doskonale znana. Dla mnie to nowość, przynajmniej nowość od strony, w której sama mam okazję wziąć udział, ponieważ do tej pory miałam jedynie okazję obserwować tego typu zabawy zupełnie neutralnie. I naprawdę bardzo się cieszę, że zostałam nominowana, gdyż oznacza to, że o mnie pamiętacie i mnie czytacie, więc w przerwie od zaglądania do notatek zabieram się za pisanie odpowiedzi na pytania!

Pierwszą nominację otrzymałam od właścicielki bloga Odchudzanie Motywacja Inspiracja, a poniżej możecie zobaczyć przygotowane przez nią pytania i oczywiście moje odpowiedzi.

W domu. W moim pokoju. Właściwie w przeciągu kilku ostatnich dni, a właściwie tygodni siedzę w nim nieustannie, w pocie czoła przerzucając nie ciężary, jak mogłoby się wydawać, a stosy notatek. 

Mam, konkretnie jedno zwierzę w postaci rudego, dużego kocura, którego moi znajomi złośliwie nazywają grubym, ale uwierzcie mi, on rozmiarowo naprawdę jest większy od przeciętnego kota. Fakt faktem, jako kastrat zgromadził już trochę tłuszczyku, ale oprócz tego jest najzwyczajniej w świecie duży. Wysoki. Długi. A przy tym piękny i kochany, kompletnie zbzikowałam na jego punkcie! Prawdopodobnie nie miałabym nic przeciwko zostaniu starą panną ze stadem ukochanych kotów. 

To jest bardzo dobre pytanie, gdybym tylko jeszcze znała na nie odpowiedź. Tak właściwie nie mam żadnego wymarzonego prezentu. powiem więc inaczej - dla mnie prezentem z którego zawsze będę zadowolona i będę się z niego cieszyć jest książka. A najlepiej kilka książek. 

Jako fanka fantastyki (tak apropo wspominanych wyżej książek) naprawdę często się nad tym zastanawiałam. Uwielbiam sobie wyobrażać, że mam właśnie jakąś super moc, a najlepiej od razu kilka (zero umiaru, jak w przypadku książek) i szaleje po całym świecie jako ten dobry, ale też i zły charakter, bo niby czemu się ograniczać? Także z wyborem jednej, jedynej super mocy będzie naprawdę ciężko. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to... latanie. Myśl bardzo praktyczna, bo dużo czasu spędzam na dojazdach na uczelnię, a tak bez wątpienia byłoby szybciej. Poza tym oczywiście mogłabym bez problemowo dotrzeć do każdego zakątka i to na dodatek w jaki przyjemny sposób. A jesli nie latanie, to chociażby teleportacja, to także byłoby ciekawe!

Jared Leto. Zdecydowanie. Świetny aktor i jak dla mnie genialny muzyk, wokalista mojego ulubionego zespołu. A na dodatek niesamowicie przystojny facet, po prostu w moim typie, bo przecież innym wcale nie musi się podobać. Tak, śmiejcie się, ale która kobieta nie chciałaby zjeść kolacji z przystojnym facetem będącym na dodatek ulubionym aktorem/ulubionym kimkolwiek innym? Co ja poradzę, że lubię przystojnych facetów, a brunetów z niebieskimi oczami to już w ogóle?

Ostatnio byłam na świetnej francuskiej komedii "Za jakie grzechy, dobry Boże?". Troszeczkę obawiałam się tego wypadu do kina, nie wiedząc, czy podołam francuskiemu poczuciu humoru, lecz później zarówno ja, jak i cała sala śmiała się w głos. I to przez cały seans! Jeśli o tym filmie nie słyszeliście, zdradzę Wam tylko, że cztery córki pewnego uroczego małżeństwa wychodzą za mąż kolejno za: Muzułmanina, Żyda, Chińczyka oraz katolika, ale co by było zabawniej, czarnoskórego katolika.

Pytanie to zostało mi zadane w złym momencie. Zaczęłam sesję. Nienawidzę mojej uczelni, nienawidzę mojego kierunku. A tak na poważnie, studiowanie sprawia mi przyjemność. Co prawda nie ma lekko, momentami mam ochotę tym wszystkim rzucić, ale w ostatecznym rozrachunku naprawdę lubię mój kierunek. Lubię dowiadywać się nowych rzeczy. Lubie rozumieć coś, co wcześniej było dla mnie niezrozumiałe. Lubię spędzać czas w laboratorium i lubię chodzić w fartuchu. Tak po prostu.

Chciałabym tutaj napisać coś ambitnego, ale znam siebie na tyle dobrze, że zajęłabym się leniuchowaniem. Może napisałabym książkę? Swoją drogą, na tym zupełnie niechcący mogłabym zarobić. Jeśli nie napisałabym książki, to wiele książek bym przeczytała.

Nie lubię mężczyzn - narcyzów. Takich, którzy uważają, że są zajebiści i wszystko im wolno, takich, którzy wielbią samych siebie i których trzeba wielbić. Domyślacie się, o jakim typie mówię? Lubię za to mężczyzn pewnych siebie. Nie tych pewnych siebie właśnie we wspomniany, narcystyczny sposób, ale tych, którzy znają swoją wartość, posiadają pewne umiejętności, do których nie boją się przyznać i wiedzą, że są w danej rzeczy dobrzy. Lubię mężczyzn inteligentnych, bystrych i posiadających poczucie humoru. Lubię też niegrzecznych chłopców.

Ja ogólnie lubię siebie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiadomo, że są pewne cechy mojego charakteru lub wyglądu, za którymi nie przepadam, ale w ogólnym rozrachunku wszystko to wychodzi na plus. Lubie przebywać w moim własnym towarzystwie, więc siłą rzeczy muszę lubić także siebie. A gdybym miała wskazać konkrety? Hm... Nic konkretnego tak na zawołanie nie przychodzi mi do głowy, ale pomyśle jeszcze chwilkę... Lubię to, że kiedy wiem, że muszę, to potrafię się przyłożyć. Co prawda swoje przy tym pomarudzę, ale siadam i robię, nie ma zmiłuj. 

11. Jakich trzech rzeczy się w życiu nauczyłeś/nauczyłaś i chciałbyś/chciałabyś przekazać to innym?Nauczyłam się, że nie warto ślepo podążać za innymi ludźmi i robić rzeczy, na które nigdy byśmy się nie zdecydowali tylko po to, by się im przypodobać lub zwrócić na siebie ich uwagę. Nauczyłam się, że to nic złego mieć inne zdanie niż wszyscy i robić inne rzeczy niż wszyscy, że fajnie jest być autonomiczną jednostką. Nauczyłam się też kiedyś układać kostkę Rubika, ale, cholera, już zapomniałam, jak się to robi.


Drugą nominację otrzymałam od właścicielki bloga Fitnesanka, a poniżej możecie zobaczyć przygotowane przez nią pytania i oczywiście moje odpowiedzi.


Niedługo. Od końca lutego tego roku, aczkolwiek prowadziłam tego bloga już wcześniej i właśnie teraz, w czerwcu bodajże, mijałby rok od jego założenia. Pisałam jednak wtedy jeszcze mniej regularnie niż teraz (tak, da się!) i dlatego w lutym zdecydowałam się zacząć od początku.


Nie, bloga prowadzę sama, samiusieńka.

Nie, wie tylko mój chłopak. Jeżeli gdzieś wśród komentarzy przewinie się Wam nick Paker lub Koks - to on (taki jest zabawny). Jakoś nie czuję ani potrzeby ani chęci, by o blogu mówić znajomym. Może kiedyś?

Lubię, a ostatnio mam ku temu bardzo mało okazji lub nieustannie w wakacje odwiedzam to samo miejsce, mam jednak nadzieję, że w tym roku to się zmieni.

Jako że jestem stworzeniem ciepłolubnym, marzą mi się ciepłe kraje. Tak, mam potrzebę wygrzania się w słoneczku, a nie zwiedzenia jakiegoś konkretnego miejsca. Chociaż teraz, kiedy już o tym wspomniałam, przypomniało mi się, że po cichu marzy mi się wypad do Stanów. Wydaje mi się, że jest to zupełnie inny świat od tego, który znam na co dzień i z wielką chęcią bym go zobaczyła. 

To zależy. Zależy, ponieważ od razu zaczynam myśleć o konsekwencjach. A co ze studiami, bliskimi? Jednakże gdybym miała o konsekwencjach nie myśleć, to tak, wyjechałabym! Zresztą, studia można dokończyć później, a bliskich zabrać ze sobą, więc tak właściwie nad czym się tu zastanawiać?

To musiałyby być jakieś przydatne rzeczy. Nóż/scyzoryk/toporek lub coś w ten deseń. Namiot. I jakiś dobry spray na robale - nienawidzę robali. Może mi być zimno, mogę być głodna, byle tylko nie łaziły po mnie robale!

Zdecydowanie lubię. Od wielu, wielu lat jeżdżę na łyżwach i nie ukrywam, że jak na samouka, to jestem w tym całkiem dobra. Jeśli zaś chodzi o wspomniane narty i snowboard to zawsze chciałam spróbować i spróbowałam, oczywiście od razu porywając się na deskę. Co zabawniejsze, zamiast wybrać się na oślą łączkę, kolega zabrał mnie od razu na najnormalniejszy w świecie stoku. Mój pierwszy zjazd trwał ponad godzinę, jeśli nie nawet dwie. I zjeżdżałam tyłem, na liścia, wyobrażacie to sobie?! Ale to tylko dlatego, że o wiele łatwiej było mi wstać właśnie tyłem to stoku, niż przodem. Wyglądałam zapewne przekomicznie. Następną godzinę spędziłam na tyłku, próbując nauczyć się wstawać przodem do stoku i wreszcie się udało. Co prawda wciąż zjeżdżałam na tak zwanego liścia, ale przynajmniej widziałam, gdzie jadę i spodobało mi się na tyle, że nawet się rozpędzałam! Także bardzo, bardzo chciałabym spróbować raz jeszcze, ale tym razem jednak może na oślej łączce, żeby nauczyć się poprawnej techniki.
I zsiadanie z wyciągu wcale nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. Ani razu nie obyło się bez upadku, co zrobić. 

W sumie... Odruchowo napisałabym, że lubię. Ale po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że kiedy siedzę na komputerze, rzadko kiedy mam coś włączone. Po prostu mnie to rozprasza, bo zamiast skupić się na danej czynności, ja słucham. Także w sumie lubię, ale kiedy nie muszę przy okazji zaprzątać głowy niczym konkretnym, jak na przykład podczas jazdy autobusem czy sprzątania. A czego słucham? Rocka, ale też kawałków z zupełnie innego gatunku, jeśli wpadną mi w ucho. 

Nigdy nie byłam i w tym roku się nie wybieram. Po prostu jakoś mnie tam nie ciągnie, masowe imprezy nigdy nie wywoływały mojego specjalnego zachwytu, wręcz przeciwnie, przebywanie przez dłuższy czas w tłumie ludzi jest dla mnie męczące. Taki ze mnie trochę typ samotnika, któremu dobrze sam na sam ze sobą. 

Ma, ale to moja bardzo subiektywna opinia. Po prostu nie wyobrażam sobie bycia w związku z facetem starszym o dziesięć lat czy nawet więcej, bo sama czuję się jeszcze jak dzieciuch, a nie dorosła, dwudziestoparoletnia kobieta. 

To by było na tyle, post wyszedł już i tak długi, więc nie będę się pod nim niepotrzebnie rozwodzić. Wspomnę tylko, że nie nominuję nikogo, gdyż tyle czasu minęło, odkąd sama dostałam nominację, że hej. Poza tym mój mózg po tej sesji naprawdę nie chce ze mną współpracować i wymyślić tych 11 pytań. 
Teraz powinnam już pojawiać się częściej, mam też wielką ochotę uporządkować to, za co chciałabym się wreszcie po sesji zabrać, więc możecie spodziewać się na ten temat posta, a póki co, jutro mocno trzymajcie kciuki!

19 komentarzy:

  1. Fajnie Cię bliżej poznać :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, to znaczy, że nie taka zła ze mnie osóbka, więc tym bardziej mi miło ;)

      Usuń
    2. Pewnie, że fajna :)

      Usuń
  2. Ciekawe odpowiedzi! moi znajomi też nie wiedzą o moim blogu. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi znajomi raczej nie byliby nim zaciekawieni :D

      Usuń
  3. haha… mój kot nie jest rudy, ale reszta się zgadza. Nikt mu nie powiedział, że ma przestać rosnąć więc urósł taki nieprzyzwoicie duży ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie i to wcale nie jest tylko i wyłącznie zasługa tłuszczyku, a jakoś nikt z moich znajomych nie chce w to wierzyć!

      Usuń
    2. moi też, ale dla mnie najważniejsze jest, że kot jest zdrowy, pełny energii i szczęśliwy :D

      Usuń
    3. Racja :) Mój z powodu upałów całymi dniami śpi, dzisiaj jedynie się ożywił i wykazywał chęć zabawy, lecz i tak głownie leży rozciągnięty na kafelkach, gdzie jest najchłodniej.

      Usuń
  4. Dzieki :) Fajna z Ciebie dziewczyna :) i ten kot, i fntastyka, i laboratorium z fartuchem :D brzmi świetnie :D na bezludną wyspę też byłoby dobrze zTobą trafić, jesteś silna i praktyczna, nie zginie się z Tobą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, naoglądałam się takich programów jak "Nagi instynkt przetrwania", gdzie para trafia w jakieś egzotyczne miejsce, środek dżungli lub bezludną wyspę i to na dodatek nago, jak sama nazwa programu wskazuje. Zobaczywszy, jak bardzo są pogryzieni przez komary czy meszki, głodni, zmarznięci, porzuciłam myśl, że na bezludną wyspę zabiorę ze sobą książkę i kocyk :D

      Usuń
    2. Haha, w zeszłe lato oglądałam hurtowo "Nagi instynkt przetrwania" :D Strasznie się denerwowałam, kiedy jedna osoba z pary okazywała sie palantem i wychodziły wszystkie najgorsze cechy z ludzi. A znowu kiedy ludzie się wspierali i nawet w potwornie trudnych sytuacjach starali się być dla siebie oparciem, to też przeżywałam i bardzo się cieszyłam :)

      Usuń
  5. Ale kłamczucha! A ja co jestem? Nie Twoją znajomą? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no jesteś moją znajomą :D Ale wiesz, bo ja myślałam o szerszym gronie znajomych i w ogóle... Wybaczysz mi? :D

      Usuń
  6. Podzielam Twoją miłość do książek. Dla mnie to też jest zawsze najlepszy prezent :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :) Nic tak nie cieszy jak książka :)

      Usuń
  7. Uwielbiam koty! Twój musi być pewnie milusi i miękki :D Jak tylko wprowadzę się do nowego domku, to przygarnę jakiegoś kociaka :) chociaż bardzo podobają mi się maine coon, norweskie i ragdolle :) <3 :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milusi i mięciusi ^^ Mój to najzwyklejszy, rudy dachowiec, ale podbił serducha wszystkich domowników :) A przynosząc go do domu, postawiłam rodziców przed faktem dokonany ;) Mój tata był najbardziej przeciwny, a kilka dni później biegał za kotem na czworakach... :P

      Usuń
  8. Też cieszę się z książek :)

    OdpowiedzUsuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.