Centymetr w ruch! – wrzesień

Przyznam szczerze, że nieco obawiałam się chwili, w której sięgnę po centymetr, by dokonać pomiarów. W końcu od momentu, w którym zapowiedziałam, że muszę doprowadzić się do porządku po sesji, tak naprawdę nie robiłam nic szczególnego. Po prostu wróciłam do regularnej aktywności, która niemalże przez cały czerwiec była mi obca. Dodatkowo wciąż nie potrafię rozstać się ze słodyczami, choć chyba wreszcie znalazłam na to skuteczną metodę, o której wspomnę Wam w dalszej części posta. A teraz, nie zwlekając, chciałabym przedstawić Wam tabelę z moimi wynikami. 



Chyba nie muszę pisać, że jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona? Patrząc na wyniki, jak na dłoni widać, że jest o niebo lepiej. Ponadto waga powoli przestaje być dla mnie wyznacznikiem moich postępów. Przez długi czas ważyłam około 55 kilogramów, czasem niewiele mniej, czasem niewiele więcej, odkąd jednak chodzę na crossfit, waga zamiast spadać, powolutku leci w górę i jak widać w załączonej tabeli, mam raczej tendencję do tycia niż chudnięcia. Ciężko jednak mówić tutaj o tyciu, kiedy to najprawdopodobniej sprawka powoli rozwijających się mięśni. W końcu ten dodatkowy centymetr w każdym bicepsie musi gdzieś się zmieścić! :D W czasie sesji rzeczywiście nieco obrosłam w tłuszczyk, ale teraz, kiedy wróciłam do "starych" wymiarów, wciąż ważę więcej. I nie mam zamiaru z tego powodu płakać, bo widzę, jak moje ciało się zmienia. Widzę chociażby ten biceps, którego wcześniej wcale nie miałam i nie było nawet czego napinać. Widzę podniesione pośladki i smuklejsze nogi. Szkoda tylko, że nie widzę wymarzonego, płaskiego brzucha, tylko wzdęty balonik, ale to już kwestia diety i nieszczęsnych słodyczy, którymi się zapycham, ale też których nie jem od poniedziałku i już zauważyłam lekką poprawę, zobaczymy, co będzie dalej.

Tydzień temu miałam też okazję zważyć się na wadze, która mierzy także poziom tkanki tłuszczowej oraz kilka innych przydatnych rzeczy. Była to pierwsza tego typu waga, z którą miałam do czynienia i z tego, co się orientuję, była to także jej bardzo podstawowa wersja. Zwykle wagi te kojarzę jeszcze ze specjalnych uchwytów na dłonie, które należy złapać, na tej wadze natomiast wystarczyło stanąć boso. Stąd traktuję wykonane nią pomiary z przymrużeniem oka, zresztą, każda z tego rodzaju wag nie jest stuprocentowo dokładna, ponadto pomiędzy jedną, a drugą wagą może być bardzo duże przekłamanie, więc kiedy już zdecydowaliśmy się na tego typu pomiary, najlepiej wykonywać je zawsze na tym samym urządzeniu. Wtedy łatwiej będzie nam monitorować ewentualne postępy. 


Tutaj także jestem bardzo zadowolona, gdyż przyznam szczerze, że myślałam, że poziom mojej tkanki tłuszczowej jest wyższy, sięgający około 30%, a tutaj proszę, takie miłe zaskoczenie. Stąd jak najbardziej mieszczę się w prawidłowym przedziale dla osób aktywnych. Dodam jeszcze, że przed pomiarem do wagi należy wprowadzić takie dane jak wzrost, poziom aktywności fizycznej (mój to 3 w 5-stopniowej skali) oraz rok urodzenia, a przynajmniej takie wymagania dotyczą wersji, na której ja dokonywałam swoich pomiarów.

Cóż jeszcze mogę dodać? Jestem bardzo zadowolona z powyższych wyników i mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. Lepiej głownie dlatego, że skutecznie walczę z jedzeniem słodyczy i całkiem nieźle mi to idzie, obiecałam też, że zdradzę Wam sposób na powstrzymanie się od słodkości, który okazał się prawdopodobnie strzałem w dziesiątkę w moim przypadku. Uwaga, jest to... zakład z moim chłopakiem! :D Założyliśmy się, że do 18 grudnia on nie pije alkoholu, a ja nie jem słodyczy. Jestem odrobinę przerażona tak odległą datą końca tego wyzwania, ale dla chcącego nic trudnego, prawda? Jesteście pewnie ciekawi, o co się założyliśmy? Przegrana zakładu nie jest stricte powiązana z jego zakończeniem i to nie wtedy się rozliczymy. Z braku pomysłu na jakąś dotkliwą karę dla przegranej strony, uznaliśmy, że jeśli ktoś złamie się w trakcie zakładu, sponsoruje wypad w miejsce z jakimś dobrym jedzeniem. Przykładowo, gdybym zdarzyło mi się zjeść słodycze trzy razy, to trzy razy musiałabym uszczuplić moją studencką kieszeń. Ale ja oczywiście nie przegram! Wyszukuję już za to miejsca, do których chciałabym się udać, gdyby mój chłopak złamał zasady. Widzicie, ile frajdy można mieć z powstrzymywania się od sięgnięcia po te ukochany batonik? Ten element wzajemnej rywalizacji skutecznie odstrasza mnie od szuflady w domu, gdzie kryją się wszelkie słodkości. 

To rozwiązanie postanowiliśmy przyjąć, póki nie wymyślimy czegoś bardziej spektakularnego, co wiązałoby się z przegraniem całego zakładu. Może Wy macie jakieś ciekawe pomysły? Nam jakoś wena nie dopisuje, a na moich czytelników zawsze mogę liczyć :) Niech to będzie coś, co faktycznie zaboli przegraną stronę! Niekoniecznie od strony finansowej, bo w moim przypadku bardziej zabolałoby moich rodziców, niż mnie... No chyba że musiałabym uciułać na to pieniążki, o, dla mnie to też może być ciekawe rozwiązanie. Czekam zatem na Wasze propozycje! 

A jak tam Wasza forma, moi drodzy? 

61 komentarzy:

  1. Ja ostatnio to boję się i ważyć i mierzyć :D wydawało mi się, że jest lepiej, a jak się pomierzyłam to wpadłam w załamanie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to chyba z tego ważenia zrezygnuję. A już na pewno przestanę z nudów wchodzić na wagę przy każdej wizycie w łazience :D Naprawdę tak źle z tymi pomiarami? Nie no, nie może być tak tragicznie, poza tym to na pewno stan przejściowy :)

      Usuń
  2. Tak jak piszesz nie do końca ważenie siebie ma sens. W momencie jak ćwiczysz to jest wzrost masy mięśniowej a mięśnie ważą więcej niż tłuszcz. Wychodzi na to, że zamiast chudnąć tyjesz. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem byłoby mierzenie siebie np. centymetrem. Jest to bardziej miarodajne. Co do słodyczy z dnia na dzień trudno odstawić więc trzymam za Ciebie kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego od teraz zdecydowanie stawiam na centymetr, waga staje się dla mnie mniej ważna :) A co do słodyczy... Dzisiaj mija tydzień, a ja nie cierpię katuszy, choć w kuchni na blacie leży mój ukochany sernik i po cichutku mnie woła. Zakład jednak działa na mnie bardzo motywująco i się nie złamię :D

      Usuń
  3. W tamtym roku też założyłam się z chłopakiem o niejedzenie słodyczy. Pierwszy tydzień jest najgorszy. Dzisiaj np. mija drugi dzień niejedzenia przeze mnie słodyczy. Jestem szczęśliwa, że tyle wytrwałam.
    /meainsolita.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój pierwszy tydzień mija właśnie dziś :) I muszę przyznać, że nie ma tragedii. Podejrzewam, że u mnie zamiast na początku, najgorzej będzie wraz z większą ilością dni bez słodyczy. Aż w końcu dotrę do jakiegoś punktu kulminacyjnego i mam nadzieję, że przez niego przebrnę. A kiedy przebrnę, może będzie z górki i już na stałe uda mi się zapomnieć o słodyczach? :D Marzenie :D

      Usuń
  4. Ostatnio weszłam na wagę i zamiast 48 kg zauważyłam 50... Zrobiłam oczy jak omlety i czym prędzej dorwałam centymetr. W wymiarach żadnych zmian. Pomyślałam,że to musi być sprawka mięśni... Ps. Kochana Jaspis trzymam za Ciebie kciuki, kobiety górą!!! :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczy jak omlety, bardzo ciekawe porównanie, takiego jeszcze nie słyszałam :D I chudzinka z Ciebie jest, taka kruszynka! A za trzymanie kciuków nie dziękuję, żeby przypadkiem niczego nie zapeszyć :)

      Usuń
  5. Super pomysł z prowadzeniem takiej tabelki, która motywuje i pokazuje rezultaty. Gratuluję ! :) mam nadzieję, że poradzisz sobie z walką ze słodyczami, ale raz na jakiś czas, jakiś domowy smakołyk może nie zaszkodzi :) też mogę wykonać badanie tkanki tłuszczowej w pobliskiej aptece i właśnie za pomocą uchwytów na dłonie. Świetny zakład - mega motywujący :D nie mam pomysłu na lepszy niestety... Jeżeli chodzi o formę, to dobrze, ale postanowiłam trochę zwolnić z aktywnością, bo moim problemem jest lekka niedowaga, co ciągnie za sobą kilka konsekwencji, ale ogólnie jestem zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak patrzę na tą tabelkę, to czuję dumę :) W końcu udało mi się wrócić do formy sprzed okresu, w którym bardzo siebie zaniedbałam. A domowy smakołyk na pewno nie zaszkodzi :) Właśnie teraz staram się stawiać na zdrowe zamienniki słodyczy, co by mimo wszystko za bardzo nie cierpieć.
      Jeśli masz niedowagę, to rzeczywiście lepiej nieco przystopować i postarać się, by waga wróciła do normy. W końcu z tym nie ma żartów. Choć znam też kilka osób, które są bardzo chude i choć chcą przytyć, to nie potrafią. Ale cóż, każdy z nas jest pod tym względem inny.

      Usuń
  6. kiedyś też mierzyłam się na takiej wadze i miałam 33% tkanki tłuszczowej, od tamtej pory przytyłam ponad 10 kg i nawet nie chcę myśleć ile teraz procentowo mam tłuszczu :( co do zakładu, innego pomysłu nie mam niestety :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a zatem jeszcze wszystko przed Tobą :) Poza tym Twoja tarczyca szaleje (z tego co wspominałaś na blogu), więc masz do stoczenia cięższą walkę niż każdy z nas, który nie boryka się z podobnym problemem. Stąd tym bardziej szalenie mocno trzymam za Ciebie kciuki! :)

      Usuń
  7. Gdzie ważyłaś się na takiej wadze, bo właśnie szukam miejsca i nie mogę znaleźć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W klubie, do którego chodzę na treningi :) Jedna z trenerek posiada taką wagę i będziemy mieli możliwość mierzenia się co trzy tygodnie. Jednak z tego, co się orientuję, w wielu klubach ftiness są tego typu wagi, zatem można spróbować przejść się popytać. Obiło mi się też o uszy, że większość dietetyków ma możliwość przeprowadzenia takich pomiarów.

      Usuń
  8. Kurczę też bym chciała kiedyś skorzystać z takiej wagi :D W ogóle też muszę sobie machnąć taką tabelkę! I chyba zabiorę się za to nawet w tej chwili! :D Czas zacząć się mierzyć!
    Powodzenia w nie jedzeniu słodyczy w takim razie :D!!! Będę trzymać kciuki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wszystkie wyniki moich pomiarów zapisuję w kalendarzu :) Mam gdzieś nawet pomiary bodajże sprzed dwóch lat, więc być może uda mi się kiedyś wrzucić post, jak to w ogóle wyglądało u mnie na początku :) A samo monitorowanie postępów za pomocą centymetra bardzo polecam, bo dzięki temu naprawdę widać, że coś się dzieje :)

      Usuń
    2. Ja coś zabrać za to mierzenie nie mogłam, ale wczoraj już to zrobiłam, więc zobaczymy za miesiąc ]:> mam nadzieje, że chociaż jakiś mały efekt będzie ;P
      Koniecznie się tym kiedyś z nami podziel :D!

      Usuń
    3. W takim razie liczę na jakąś ciekawą tabelkę na Twoim blogu :) A wygrzebanie moich starych wymiarów to rzeczywiście dobry pomysł na posta, muszę go sobie zapisać w notesie ^^

      Usuń
  9. U mnie mała redukcja przyjdzie wraz z początkiem roku akademickiego. ;)
    A efekty ładne! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak trochę się redukuję, trochę nie :D Staram się jeść na równi z zapotrzebowaniem kalorycznym, a przy tym eliminować produkty niezdrowe i słodycze. Już na to moje ciało reaguje, także kiedy obetnę nieco kalorie, pewnie będzie lepiej :) Na razie jednak muszę nauczyć się jeść zgodnie z zapotrzebowaniem :)

      Usuń
    2. No u mnie generalnie chodzi o te nieszczęsne słodycze, bo to jest moje utrapienie. :(

      Usuń
    3. Moje też... Ale powiem Ci, że zakład bardzo dobrze na mnie działa :) Wczoraj pierwszy raz od jego rozpoczęcia pojawiła się u mnie taka mocna, prawdziwa ochota na czekoladę, ale się powstrzymałam, dodatkowo mój chłopak od razu mi napisał, że "będziesz leszczem, jak przegrasz", więc szybko o czekoladzie zapomniałam...:D

      Usuń
  10. Pierwsze tygodnie bez słodyczy są najgorsze, potem już samo leci i nie ma się nawet na nie ochoty :)
    Co do zakładu, może jeżeli zjesz słodycze to nie dostaniesz od niego buziaczka przez jeden dzień? :D Mnie by mega zmotywowało, ale ja to ja, jestem uzależniona :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie widzimy się codziennie, więc i tak nie dostaje każdego dnia tych buziaczków :D Właściwie teraz, kiedy on ma pracę, ja uczelnię i dodatkowo oboje swoje ćwiczymy, on na siłowni, jak crossfit, zostaje mało czasu dla siebie. Chyba najwyższy czas nieco poważniej zacząć myśleć o wspólnym mieszkaniu :D
      A pierwszy tydzień bez słodyczy za mną, nawet nie było tak źle, zobaczymy, co będzie dalej :)

      Usuń
    2. Wspólne mieszkanie to jest to i wtedy będziecie mogli założyć się o buziaczki :D
      Jak przetrwałaś pierwszy tydzień to już najgorsze za tobą, gratulacje i trzymam kciuki, żebyś wytrwała w tym wyzwaniu :)

      Usuń
    3. Już mi się marzy to wspólne mieszkanie, bo naprawdę wydaje mi się, że widzimy się coraz rzadziej... Każde ma swoje obowiązki, którymi trzeba się zająć. Najpierw jednak musiałabym odłożyć trochę pieniążków, a mój kierunek studiów + dojazdy nieco ciężko pogodzić jest z chociażby dorywczą pracą, bo wtedy już w ogóle byśmy się nie widzieli :/ No nic, będziemy myśleć, bo to raczej plany na przyszłość :)

      Wczoraj miałam mały kryzys, moje myśli zaczęły natarczywie krążyć wokół czekolady, ale na szczęście tylko na tym się skończyło ;)

      Usuń
  11. Taki zakład może faktycznie powstrzymywać przed pokusą, bo perspektywa ruiny finansowej wyraźna - wiadomo, dobre jedzenie w knajpie to nie są tanie rzeczy ;-) Moj brzuch od zawsze przeważnie jest balonikowaty, czasami zdarza się, że jest płaski. Po latach widzę, że ma to związek z jedzeniem. U mnie to pieczywo pszenne, sery, niektóre warzywa :-( Czasami to już sama nie wiem, od czego jeszcze robi mi się ten balon wyrasający niekiedy wręcz spod piersi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powstrzymuje bardzo, bo jak do tej pory się nie złamałam :) Ale to dopiero początek, gdzie tam do grudnia! Mam jednak nadzieję, że wytrwam, ale że przynajmniej bardzo mało razy będę musiała się wykosztować :)
      Powiem Ci, że mój brzuch też różnie reaguje na różne potrawy. Zauważyłam, że "wypychają go" na pewno wspominane wielokrotnie słodycze, ale też potrawy tłuste i niektóre inne rzeczy. Żeby jednak dowiedzieć się, jakie konkretnie, muszę zacząć prowadzić bardziej szczegółowe obserwacje.

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. I tak być powinno od samego początku! Mam nadzieję, że ta tendencja będzie się utrzymywać :)

      Usuń
    2. trzymamy kciuki:) za determinację!

      Usuń
  13. Świetne efekty!! Ja od dłuższego czasu już się nie mierzyłam, stwierdziłam, że poczekam, aż ogarnę dietę. ;) Ale mocno, mocno Ci gratuluje! ;D Co do jedzenia, to dobra opcja, ja miałam podobny zakład, ale odnoszący się do uzależnienia od telefonu ze znajomymi. Zawsze, jak spotykaliśmy się gdzieś całą ekipą, to wiecznie siedzieliśmy z telefonami w ręku i momentalnie odpowiadaliśmy na każdy otrzymany sms, w końcu sami mieliśmy tego dość i telefony muszą leżeć na stoliku, wibrują czy dzwonią, nie możemy reagować, a ten, który dotknie swojego, płaci za żarcie wszystkich, a zwykle jemy w czwórkę i to sporo ;) Ja na pewno się nie poddam, bo jestem jedyną dziewczyną w towarzystwie i jak mam płacić za trzech facetów, to bym zbankrutowała :D A co do słodyczy, ostatnio sama też się wkurzyłam i powiedziałam sobie, że skoro chcę sobie objadać słodyczami, to mogę przestać ćwiczyć, bo i tak to mi nic nie daje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakład związany z telefonami bardzo "na czasie", że tak powiem, bo teraz ludzie nagminnie w towarzystwie siedzą z nosem w telefonach, zamiast porozmawiać ze sobą twarzą w twarz, kiedy już jest taka okazja, czego ja kompletnie nie rozumiem. Naprawdę dzieją się tam takie ważne rzeczy, że nie można się od nich oderwać i tylko patrzeć w ten mały wyświetlacz? W sumie rozumiem jeszcze przykładowo odpisanie na smsa. Ale siedzenie ze znajomymi i przeglądanie kwejka albo fejsa? To równie dobrze można było zostać w domu.

      A co do gratulacji, to dziękuję, sama jestem z siebie bardzo zadowolona, czego nie ukrywam :) Rzeczywiście, skoro już się obżeramy, to można to rzucić w cholerę. Dlatego ciągle starałam się przestać opychać czekoladą, aż wreszcie zakład należycie mi w tym pomaga :D

      Usuń
    2. Nam to nie przeszkadzało w rozmawianiu ze sobą twarzą w twarz, bo zawsze się patrzy na drugą osobą, ale też zwraca się uwagę na telefon ;). Ale jesteśmy za starzy na przeglądanie kwejka, u nas to było tylko smsy czy whatsupy, każdy miał partnera, pracę czy jakieś projekty i wiecznie musimy być na telefonie, a przynajmniej tak się nam wydaje ;)

      Usuń
    3. My też jakimiś małolatami nie jesteśmy, a mimo to kwejk wchodził w grę, przez co nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać o.O A znajdujemy się przeważnie w takim gronie, że każdy ma swojego partnera obok siebie, tych znajomych, z którymi najczęściej się rozmawia także. No ale co poradzić... Sama przeważnie mam telefon w torebce, sprawdzam tylko godzinę, ani myślę odpalać Internetu, bo przecież trzeba od niego kiedyś odpocząć :)

      Usuń
  14. W miejsce słodyczy spróbuj jeść owoce. Po owocowych słodkościach apetyt na słodkie spada. Wytrwałości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też staram się robić :) Myślę też, że dokładniej rozejrzę się za przepisami na zdrowe desery :) I nie dziękuję, żeby nie zapeszyć!

      Usuń
  15. Świetnie, że robisz sobie takie pomiary...ja zwykle zrobie jakiś pomiar..i zapominam o nim...i nie bardzo mogę porównać te wyniki... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś mierzyłam się co miesiąc, teraz robię to już zdecydowanie rzadziej. No i wszystko zapisuję w kalendarzu, więc zawsze mogę wrócić do starych wyników, co daje fajne porównanie pomiędzy tym, co było kiedyś, a co jest teraz :)

      Usuń
  16. Moja aktywność fizyczna jest niestety nieregularna. Muszę to koniecznie zmienić i zapisywać osiągnięcia. Twoje są fantastyczne, oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja te trzy razy w tygodniu staram się ćwiczyć i myślę nad dołożeniem do tego jakiś domowych treningów. Ale na razie tylko myślę i to od dłuższego czasu, bo jakoś nie potrafię wcielić tych planów w życie :D Efekty jednak są widoczne gołym okiem, więc nie ma na co narzekać :) I mam nadzieję, że tak będzie dalej - gdyby coś jeszcze zeszło mi z pasa, byłabym wniebowzięta :)

      Usuń
  17. ja również staram się unikać słodyczy i zastępuje je np jakimiś koktajlami czy owocami :)
    http://provethem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też często ratuję się na przykład miodem :) Albo twarogiem z owocami i miodem właśnie :) Wczoraj jakbym zaczynała mieć mały kryzys, ale na szczęście się nie złamałam, choć moje myśli zaczęły natarczywie krążyć wokół czekolady.

      Usuń
  18. Ja bym chciała, żeby mi tych centymetrów przybyło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, każdy z nas ma inne cele :) U mnie centymetry mogą przybywać tylko w bicepsie ;) No i ewentualnie w pośladkach, jeśli będą to mięśnie a nie tłuszczyk ^^

      Usuń
  19. Wagę to najlepiej wyrzucić przez okno i się nie stresować :) A postępów bardzo, bardzo gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też coraz częściej myślę, tym bardziej, że nawet w ciągu dnia moja waga potrafi zmienić się o 1-2 kilogramy. Od teraz ufam centymetrowi i mam nadzieję, że jeszcze co nieco się w tych moich wymiarach pozmienia :)

      Usuń
  20. Tak trzymaj! Też myślałam żeby wybrać się do dietetyczki i zrobić sobie takie pomiary :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile dobrze liczę, w przyszłym tygodniu będę mogła zrobić sobie znowu taki pomiar, ale zastanawiam się, czy w ogóle ma to sens, bo nie wydaje mi się, żeby wiele drgnęło w 3 tygodnie. Chyba poczekam i sprawdzę co i jak 6 tygodni po pierwszym pomiarze ;)

      Usuń
  21. Gratuluję, widać postępy w cyfrach, a jak jeszcze odstawisz na stałe słodycze to już w ogólę będę Ci zazdrościć wymiarów w udach ;) u mnie niestety są one naturalnie masywne i łatwiej mi je rozbudować niż wyszczuplić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, jakoś nie wydaje mi się, żeby w udach miało mi coś zlecieć :D Od zawsze miałam je umięśnione (koszykówka + jazda na łyżwach) i nie ma na nich jakoś ogromnej ilości tłuszczyku. Chociaż... Zobaczę co to będzie, jak faktycznie moje rozstanie ze słodyczami będzie dłużej trwało :D

      Usuń
  22. no właśnie czytałam że lepiej jest się mierzyć niż ważyć, ale ja np. nie umiem się zmierzyć - kiedyś zamawiałam sukienkę szytą pod wymiar przez internet - zmierzyłam się i pani uszyła mi worek a nie sukienkę! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może mierzenie u krawcowej, a mierzenie domowe/sylwetkowe to dwie różne sprawy? Na szyciu nie znam się kompletnie, więc nie mam pojęcia, co mogło być przyczyną. Ja staram się zawsze mierzyć przed lustrem, albo chociaż małym lusterkiem, tak by widzieć, czy centymetr równo leży, prostuję się i oddycham swobodnie, żeby przypadkiem niczego nie wciągać ;)

      Usuń
  23. Dobra robota ! <3 powinnaś być z siebie dumna, nie taki centymetr straszny... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem z siebie dumna i to tak bardzo, bardzo dumna :) W końcu samo się nie zrobiło ;)

      Usuń
  24. Świetny pomysł z tym zakładem ;-) jak tak dalej pójdzie, będziesz mogła polecić nie jedno miejsce na miły kulinarny wypad.
    Co do tabeli z pomiarami... ciągle się zastanawiam czy nie zacząć się mierzyć. Niby najważniejsze aby być z siebie zadowolonym patrząc w lustro. Chodzi o to aby efekt wizualny nas zadowalał, ale fakt, dobrze by było wiedzieć jak to się ma do siebie w cyferkach.

    OdpowiedzUsuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.