Co ta Jaspis tak właściwie ćwiczy?

Właśnie. Mimo że Jaspis prowadzi tego bloga od końca lutego, to chyba jeszcze nie zdążyła się Wam pochwalić, jakie ćwiczenia preferuje i w jaki sposób wylewa siódme poty. A przecież to fit-blog! I Jaspis także stara się być fit, a nic Wam nie wiadomo o tym, w jaki sposób do tego dąży, jak często i czy właściwie to wszystko lubi. A może Jaspis wcale nie ćwiczy i stąd jeszcze nic o tym nie wiecie? Nic z tych rzeczy. Jaspis po prostu jak do tej pory nie wpadła na to, by Wam o tym wszystkim opowiedzieć. 

W każdym bądź razie, już nadrabiam zaległości! Uznałam, że to troszeczkę bez sensu, chwalić się efektami i przy tym nie poinformować Was, moich drogich czytelników, czym te efekty zostały wywołane. Zacznę zatem może od małego wprowadzenia, by krótko nakreślić Wam, jak to było z aktywnością fizyczną w przeciągu całego mojego życia, jak do tej pory niezbyt długiego, więc ten post będzie miał koniec, nie martwcie się.
Już na podstawie moich najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa mogę stwierdzić, że lubiłam być w ruchu. Nie wiąże się to z tym, że byłam dzieckiem, nad którym nie dało się zapanować. Po prostu mama zawsze spędzała ze mną dużo czasu na podwórku i na placu zabaw, a ja korzystałam z tego, ile się dało. Później nadszedł czas lekcji WF-u w szkole i już wtedy, nie chwaląc się, wiodłam prym wśród rówieśników. Żadne ćwiczenie nie było mi straszne, zawsze chciałam wyżej, szybciej, bardziej i mocniej. Ukochałam sobie wtedy grę w dwa ognie, rany, nawet jak teraz sobie o tym pomyślę, to mi tęskno! Moje pierwsze małe, sportowe rozczarowanie przyszło wraz z zajęciami na basenie (w podstawówce chodziłam do szkoły sportowej, więc oprócz dużej sali gimnastycznej do naszej dyspozycji był także basen). W klasach 1-3 przez rok miałam zwolnienie lekarskie z pływania z powodów problemów z gardłem, o ile dobrze pamiętam. Co za tym idzie, kiedy ja zaczynałam uczyć się pływać, moi koledzy i koleżanki z klasy byli dosłownie jak ryby w wodzie. W klasie 3 odbyły się testy do klasy pływackiej. Oczywiście mała Jaspis miała jeden z najgorszych czasów, bo nie dość, że pływało to-to nieudolnie, to jeszcze strasznie powoli. Pamiętam, że było mi przykro. Pocieszenie przyszło pod koniec klasy 4, kiedy okazało się, że chcą mnie w klasie koszykarskiej. Wtedy zaczęła się moja przygoda z koszykówką. Dwa lata praktycznie codziennych treningów, rok rozgrywek. Byłam dobra. Byłam rozgrywającą i kapitanem drużyny. Niestety na rozgrywkach szło nam fatalnie, nie wygrałyśmy z dziewczynami ani jednego meczu i to zaważyło na tym, że wraz z rozpoczęciem gimnazjum zdecydowałam się nie kontynuować nauki w klasie o profilu koszykarskim, przeniosłam się za to do zupełnie innej szkoły. Nie porzuciłam jednak przygody z koszykówką. Regularnie uczęszczałam na szkolne SKSy, aż w liceum przyszło pierwsze, upragnione
zwycięstwo. Nawet nie wiecie, jaka byłam wtedy szczęśliwa! Po tylu litrach potu wylanego na sali wreszcie odniosłam sukces. Jednakże czasy liceum minęły, poszłam na studia - WF mieliśmy tylko na pierwszym roku. Przez jeden semestr znowu grałam w koszykówkę, w drugim postawiłam na łyżwy (moja druga, mała miłość, choć obecnie rzadko kiedy udaje mi się wyskoczyć na lodowisko). A kiedy zajęcia z wychowania fizycznego się skończyły, byłam w kropce... Nie wiedziałam, co ze sobą począć. Jakie zajęcie sobie znaleźć, by móc się poruszać i wyżyć. 
Wydaje mi się, że to dobry moment, by przejść do czasów obecnych.

Po niezbyt długich poszukiwaniach trafiłam na Ewę Chodakowską i jej programy. Zaczęłam od Skalpela, później dołączyłam Turbospalanie oraz Killera. Ćwiczyłam czasem bardziej, czasem mniej regularnie, w zależności od mojego aktualnego widzimisię oraz poziomu motywacji. Straciłam po kilka centymetrów w obwodach, które od tamtego czasu do dziś utrzymują się na stałym poziomie. Z czasem zaczęłam też szukać w sieci innych filmików z treningami i tak przez długi czas ćwiczyłam wyłącznie w domu. Do czasu.
Pewnego dnia kolega wspomniał mi, że chodzi na CrossFit. Kurczę, Łukasz, ale co to jest ten CrossFit? Kiedy wytłumaczył mi, o co chodzi, byłam jednocześnie zachwycona i przerażona. W telegraficznym skrócie, na czym polega taki trening? W ciągu jednych zajęć potrafię zaliczyć martwy ciąg, zarzut, przysiad, wskoki na skrzynię, brzuszki crossfitowe, ćwiczenia z TRX, skakankę, bieg dookoła sali, a wszystko to poprzedzone jest intensywną rozgrzewką. Jeśli jesteście zainteresowani, mogę więcej napisać na ten temat, ale to już w osobnym poście. W każdym bądź razie, akurat we wrześniu rozpoczynały się zajęcia dla początkujących, na które z ciekawości poszłam i... przepadłam
Właściwie muszę Wam sprostować jedną rzecz. CrossFit jest to nazwa zastrzeżona, a ja nie chodzę do profesjonalnego box'a (jak fachowo nazywają się miejsca, gdzie crossfitowcy przychodzą się zajechać), a na zwykłą salę gimnastyczną w jednym z liceów w moim mieście. Stąd trening ten można nazwać treningiem funkcjonalnym opartym na CrossFicie. Ja stosuję te dwie nazwy zamiennie. 
Na pierwszych zajęciach nie potrafiłam podnieść gryfu nad głowę. Oczywiście nie skupiałam się na samym ciężarze, a na nauczeniu się poprawnej techniki. Dziś, po 8 miesiącach regularnego uczęszczania na zajęcia, na które chodzę dwa razy w tygodniu, widzę, jak bardzo poprawiła się moja kondycja, wytrzymałość oraz siło. Zdołała przerzucić się na dni treningowe przeznaczone dla zaawansowanych. Z sali ledwo co wychodzę, powłóczę nogami, w domu nie potrafię podnieść widelca, tak drżą mi ręce. Kolejne dni okupione są zakwasami na całym ciele. Ale wiecie, co? Kocham to. Uwielbiam ten stan tuż po treningu, kiedy czuję się zrównana z podłogą, ledwo żywa, ale jednocześnie w jakiś cudowny sposób oczyszczona. Pozbawiona stresów zebranych w ciągu całego tygodnia. Po zamieszczonych w poprzednim poście zdjęciach (klik) widzę też, że zmieniło się moje ciało. Tam, gdzie wcześniej nie było mowy o żadnym bicepsie, pojawił się jego zalążek. Pośladki się uniosły.
Mogłabym jeszcze o tym pisać i pisać, ale wtedy post ten nie miałby końca. Dlatego jeśli jesteście zainteresowani, jak moja przygoda z treningiem funkcjonalnym wyglądała od samego początku aż do chwili obecnej i na czym to wszystko polega, dajcie znać, a chętnie napiszę na ten temat zdecydowanie bardziej uporządkowany post.

Na ten czas ćwiczę jedynie dwa razy w tygodniu. Trening trwa godzinę, wliczając w niego rozgrzewkę i późniejsze rozciąganie. Chciałabym dołożyć do tego choć jeden dzień treningowy w domu, ale jakoś nie potrafię należycie się zorganizować, poza tym chyba ciągle towarzyszące mi zakwasy nieco mnie do tego zniechęcają. Mam jednak nadzieję, że uda mi się przeorganizować tak, by ten jeden trening dołożyć, myślę tutaj stricte o cardio.

A Wy? Co ćwiczycie? Stawiacie na ćwiczenia w domowym zaciszu, czy może okupujecie siłownię? A może preferujecie zupełnie inne aktywności?

23 komentarze:

  1. Ja ćwiczę w domu, na razie programy Ewy oraz własne "składanki", a z czasem zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja musiałabym do ćwiczeń w domu wrócić, bo mi mało. Mało głównie kardio, które pomogłoby mi spalić warstwę tłuszczyku, pod którą chyba kryje się coś ciekawego :) Ale wielkimi krokami zbliża się sesja, a ja w sesji jakoś tak nie potrafię się zabrać za nic konkretnego :/

      Usuń
  2. Ja zawsze chciałam spróbować, ale wiem, że nie będę teraz miała czasu na regularne zajęcia, a zresztą jak widziałam jak tam każą wskakiwać na skrzynki....ja ledwo wskakuje na schodek, a co dopiero na skrzynkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego na początek na skrzynki można wchodzić :D Ja wchodziłam nim odważyłam się na pierwszy skok i choć teraz już wskakuję, to dalej trochę się tego obawiam. W trakcie wyobrażam sobie, że zaraz spadnę, zaryję nogą w ostry kant i tak dalej, a to nie pomaga :D

      Usuń
  3. Ten crossfit zewsząd mnie atakuje, muszę zgłębić temat :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo serdecznie go polecam, zakochałam się i bezpowrotnie przepadłam :) Po treningu z trudem dotaczam się do szatni, ale chwilę później czuję się jak nowo narodzona :)

      Usuń
  4. Ja chodzę trzy razy w tygodniu na Muay Thai. (choć niedługo będzie przerwa wakacyjna, to coś innego sobie w to miejsce wrzucę), do tego biegam, jeżdżę na rolkach, w zależności od nastroju. W domu zwykle trenuję z ciężarkami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, sporty walki widzę? Mnie samą kusiło coś takiego - czasem mam ochotę porządnie w coś przywalić. I lepiej, by był to na przykład worek treningowy, niż cokolwiek innego ^^ Rolki! Kurczę, może ja bym je sobie wreszcie sprawiła?

      Usuń
  5. Ja też byłam takim aktywnym dzieciakiem jak Ty i też jak WF na studiach się skończył zaczęłam poszukiwać jakiejś aktywności. Obecnie chodzę na basen, siłownię (w akademiku) i robię treningi domowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którym nie chciało ćwiczyć się na WFie. Z drugiej strony ci, którym nie chciało się ćwiczyć pewnie nie rozumieli tych, którzy zasuwali jak małe samochodziki :D
      Siłownia w akademiku? No proszę, to chyba mieszkasz w jakimś naprawdę świetnym budynku.

      Usuń
    2. Siłownia bardzo dobrze wyposażona fakt, ale budynek stary jak świat :P

      Usuń
    3. Ale za siłownię duży plus! I na dodatek siłownia dobrze wyposażona. Naprawdę pierwsze słyszę o takich cudach w akademiku ;)

      Usuń
  6. Ja obecnie czekam na zgodę lekarza na powrót do ćwiczeń, mam nadzieję, że wreszcie będę mogła wrócić do pole dance

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem trzymam kciuki, by ta zgoda pojawiła się jak najszybciej!

      Usuń
    2. no i niby dostałam, ale mam się nie przemęczać? czy ona w ogóle wie co mówi? To po co mam się pojawiać na siłowni ;)

      Usuń
    3. Najważniejsze jednak, że możesz już ćwiczyć :) A intensywność ćwiczeń pewnie będziesz mogła z czasem zwiększać :)

      Usuń
  7. Jaspis, nominuję Cię do Liebster Blog Award :) Szczegóły tutaj :) http://odchudzaniemotywacja.blogspot.com/2015/06/liebster-blog-award-czyli-kilka.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja ćwiczę głownie z Ewą Chodakowską :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też były to kiedyś moje jedyne ćwiczenia i tak właściwie chciałabym wrócić do programów Ewy, bo widziałam po nich efekty :)

      Usuń
  9. Ja ostatnio ćwiczyłam pilates... raz..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Ale zawsze to coś! I lepiej raz, niż jak ja teraz, wcale. Taka ze mnie fit-blogerka.

      Usuń
  10. Zajechałabym się na crossfice :)

    OdpowiedzUsuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.